Jestem!
Powroty
Wróciłam. I nawet nie bolało za bardzo. To wracanie. Ot po prostu; było i się skończyło. Bo wszystko się kiedyś kończy. Jedno prędzej, inne trochę zwleka. Normalka. Zresztą, ile można szczytować!? Tydzień, no góra półtora i nam ludziom z nizin zaczyna ta huśtawka pod tytułem górka dołek dawać się solidnie we znaki. Zaczynamy czuć w nogach każdy, nawet najkrótszy spacerek i tęsknić do swoich wygodnych równin, do poruszania się po nich bez zadyszki.
Wróciłam, do swojego łóżka, jakże wygodnego, do swoich czterech ścian, jeśli nawet nie luksusowych to przecież własnych, do kota leniucha, do kuchni, ulubionego kubka, herbaty ze świeżą miętą, do zepsutego na amen pieca, który koniecznie trzeba wymienić ale nie ma za co, do zarośniętego ogródka, do nieskoszonej trawy, krecich kopczyków tu i tam, do bloga zaniedbanego i do Was, blogoludzie:)
Słodko jest wracać do siebie.
Dom
Jestem przede wszystkim tu, a mimo wszystko teraz. Pełna wrażeń, obrazów, myśli, zapachów a nawet smaków.
Mieszkaliśmy cudnie, w Dolinie Szczęścia. Kiedyś ten dom należał do Marty. Podobno była tam szczęśliwa. Nie dziwne. W takim otoczeniu nie sposób inaczej.
Nie był do wzięcia. Za to inny tak.
Stał na skraju lasu zaraz za dość ostrym zakrętem. Był nawet dość ładny. Biały, bardziej nowoczesny niż stylowy. Dookoła przytulony do lasu ogród, trochę zapuszczony ale przy odrobinie wyobraźni można go było zobaczyć kwitnącym.
- Fajny... - powiedziałam pod wpływem chwili i zauroczenia miejscem. Pięknym. Niemal magicznym.
- Owszem - odpowiedział równie podekscytowany widokiem z tarasu Książę Małżonek - I na sprzedaż...
Pod hasłem "Michałówka" zapisałam numer telefonu.
- Zadzwonię w poniedziałek - obiecałam sobie i Książątku.
Zapomniałam. We wtorek już wcale nie byłam taka pewna czy aby na pewno chciało by mi się chodzić co dzień rano po bułki pod górę. Książątko, mimo całego zachwytu górskimi widokami też wyraziło wątpliwość.
- Phi. - dziecko płci babskiej wzruszyło ramionami - Też wcale nie mam ochoty na przeprowadzkę. Poza tym, wy byście wszystko kupowali. Co tylko zobaczycie że jest na sprzedaż.
PeeS. Marta chodzi mi po głowie. Szukam dla niej towarzystwa. Znajdę?
Witaj Zołzo:) Dobrze, że jesteś:)
OdpowiedzUsuńNiestety nie wiem nic o Marcie, przegapiłam...?
Ja też bym wszystko kupowała oczami i tez pomaga mi na to najbardziej...czas...
A swój dom kocham i nie chcę innego.
Nie przegapiłaś. Marta to pierwsza właścicielka willi w której mieszkałam w Szklarskiej. Urzekła mnie;)
UsuńCześć piękności, dobrze, że już jesteś, czułam się jak bez ręki, i też idę w góry, o! Jak ja Ci zazdroszczę tych wszystkich widoków, widoczków, i bułek... teraz Ty mi pozazdrość :P buzika
OdpowiedzUsuńNogi nie bolą, odciski wyleczone ... zaczynam ci zazdrościć;D
UsuńZeszyty kupione? Książki spakowane?
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, to dobrze, że nie wykupiliście gór :) Ale rozumiem pasję kupowania domów :)
Oczywiście! Przez pierwszy tydzień to pewnie nawet i zapał będzie. Potem pewnie trzeba będzie cucić;D
UsuńA Rady P. pozaliczane ? :P
OdpowiedzUsuńZaliczona! Ostatnia w tym roku szkolnym. Na przyszły szefowa, miłościwie nam panująca, zaplanowała 10. Na razie...
UsuńA na mnie góry cierpliwie czekają. Jeszcze tydzień... Na samą myśl mnie odnóża bolą!
OdpowiedzUsuńA to już możesz pakować walizkę;)
UsuńCieszę się , że jesteś. Ja dalej wzdycham do takiego domu :-)
OdpowiedzUsuńTeż wzdycham... ale tak mniej więcej na tydzień. No góra dwa!;)
UsuńGdybym miała kurę złotonioskę też kupiłabym tam dom:)
OdpowiedzUsuńSzkoda że takich kur nie sprzedają na bazarze. Albo na allegro;D
UsuńA ja jeszcze teoretycznie przez tydzień będę się gapić na górę, która wyrasta mi tuż przed nosem. Ale jeszcze nie mam dość. Bądźmy szczerzy - wolę chodzić góra-dół-góra-dół, niż wracać do pracy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo niestety... ja już musiałam wrócić. Rok szkolny za pasem:)
Usuńgóry nadają się wyłącznie na urlop, zauważyłaś, jak tam wszędzie daleko?
OdpowiedzUsuńKlarciu, a zauważyłaś,że dla Górala to nigdzie nie jest daleko. Jak go zapytasz czy długo iść trzeba to zawsze blisko....a potem kilometrami się pod górę wędruje i dojść nie można:)
UsuńNo właśnie! Do Kamieńczyka miało być 20 minut... Chyba galopem:D
UsuńOj, góry:) Ja bym jednak zaryzykowała spróbować jak się tam żyje. Tak na roczek, żeby doświadczyć wszystkich warunków pogodowych:)mła na witaj z powrotem:)
OdpowiedzUsuńMój mąż powiedział, że absolutnie! Nie ma zamiaru jeździć zimą pod górę. Na moje stwierdzenie, że może chodzić tylko prychnął. Widać chodzić też nie miał zamiaru:D
Usuńdobrze,że wróciłaś! masz rację -szczytować nie można bez końca;)
OdpowiedzUsuńNawet najfajniejsze szczytowanie może spowszednieć;)
Usuńwróciłaś:)))
OdpowiedzUsuńgdybym mogła, w każdej chwili, bez zastanowienia uciekłabym w góry.
najlepiej z dala od ludzi, mnie akurat życie góra-dół pasuje.
no i to korzystne dla pracy serca jest:)
jest taki dom,po drodze na Sokolicę...z dala od ludzi, z łąką, na górce, mają prąd i wodę, ale samochodem nie podjadą.cisza, spokój,czyste powietrze, co najwyżej raz na jakiś czas przejdą turyści.rzadko, bo podejście strome.
z 800 m od tego miejsca,ale już przy ulicy, ma dom moja Ciotka..rewelacja! niby środek Krościenka,a powietrze, widoki, snujące się mgły..eh.
a daleko jest wszędzie.nie tylko w górach.
A nie myślisz, że to czy coś możemy czy nie w gruncie rzeczy zależy od nas? Ja bardzo chciałam mieszkać nad morzem i proszę... mieszkam. Z Podlasia nad morze kawał drogi ale udało się:)
Usuńniby tak,ale tutaj mam dom, z ogródkiem, się doń przywiązałam:)))
Usuńjedyna opcja, to teleportacja całości:))))
ale kto wie..kto wie...
Dobrze, że jesteś!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńWszędzie dobrze, ale w domu najlepiej ;)
OdpowiedzUsuńMożna przynajmniej docenić co się ma:)
Usuńa więc witaj :))
OdpowiedzUsuńWitam. To znaczy witaj:)
Usuńpośród gór są doliny;-) nie mecząc się można mieć, i płaskie, i górzyste;-)
OdpowiedzUsuńNiby tak:D
Usuńno trza se życie ułatwiać przecież;-)
UsuńWszędzie dobrze ale w domu najlepiej
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fajnie jest wracać:)
Usuńmoże dla wielu w domu najlepiej, jak dla mniej najlepiej jest tam gdzie są moi bliscy, nie ma znaczenia czy to morze, góry, czy inne państwo ważne że razme
OdpowiedzUsuńMoi bliscy byli ze mną. I ze mną też wrócili:)
Usuńbo wyjazdy są fajne, ale jeszcze fajniejsze jest wracanie - do siebie, do swoich kątów, kanapy, koca i kubka kawy rano ;)
OdpowiedzUsuńNajlepsze jest to że wtedy się docenia...:)
UsuńA ja mam ochotę zatęsknić za domem. Urlop jeszcze przede mną...:-)
OdpowiedzUsuńNiestety mój właśnie się skończył. Od jutra orka na pełnym etacie;D
UsuńBądź, bądź! :)
OdpowiedzUsuńJestem, jestem;)
UsuńDobrze, ze juz jestes! Ja tez lubie wracac do domu:))
OdpowiedzUsuńNajpierw czeka się na wyjazd a potem niemożna się doczekać powrotu:D
UsuńMnie minęły już ponad dwa tygodnie od powrotu, ale wciąż co rano przypominam sobie chociażby niezwykłej urody kelnerkę, podającą w hotelu kawę i jajka sadzone. I długonogie dziewczyny na ulicach. I "bitte zurückbleiben" w metrze. I boskiego Paulanera, fantastycznego Franziskanera, historię przemawiającą z każdej ulicy...
OdpowiedzUsuńŻeby choć trochę w tym pozostać, zacząłem pijać szklankę soku pomarańczowego przy każdym śniadaniu. Chociaż tyle... Ech...
Rozumiem, że urlop był pełen pozytywnych wrażeń. Mam też nadzieję że nie będzie to miało wpływu na Twojego bloga i nie przestaniesz mnie wkurzać;)
Usuń