Mróz cz.1
Miała ochotę zakląć. Tak siarczyście, od serca. Tłum pędzących w różne strony ludzkich marionetek jej nie onieśmielał. Wręcz przeciwnie. Ta mieszanina rąk, nóg, głów i innych części ciała pędząca na oślep, pozornie bez celu, doskonale nadawała się do upuszczenia jadu nagromadzonego przez ostatnie tygodnie. Niestety. Ilekroć choćby pomyślała o byciu niegrzeczną, natychmiast włączała się blokada skutecznie uniemożliwiają wszelkie akty niesubordynacji.
- Tak nie można Nataszo!
- To nie wypada!
- Nataszo, to nie jest zachowanie godne kulturalnej panny!
Słowa matki wryły się w pamięć. Miały w mózgu specjalną, uprzywilejowaną pozycję. Nic, żadne przekonywania samej siebie, chęć bycia taką jak wszyscy, czy choćby terapia wstrząsowa, którą poczęstowało ją życie ostatnimi czasy, nie było w stanie wymazać z pamięci tych słów.
Ludzie brali ją za spokojną. Zawsze opanowana, mówiąca doskonałą polszczyzną, z dyskretnym uśmiechem. Potrafiła się zachować zawsze i w każdej sytuacji. Wiedziała, jak jeść rybę i których sztućców użyć przy krabach. Francuskiego uczyła ją niania, specjalnie sprowadzona do kraju w czasach, kiedy szynka była na kartki, a po papier toaletowy stało się w kilometrowych kolejkach. Mademoiselle Żaneta nie była zachwycona. Ani Warszawą, ani pracą. Nataszę nawet dość lubiła. Zdecydowanie gorzej znosiła kontakty z jej wiecznie niezadowoloną, wymagającą cudów matką.
- Elizabeth! Natasza znowu ma problemy w szkole. Matematyka, droga pani! Matematyka to królowa nauk! - mówiła tonem surowym. Nie podnosiła głosu, nie krzyczała, nie awanturowała się. Ona tylko żądała.
Niania wymówiła zaraz po tym, jak Natasza przyniosła do domu świadectwo ukończenia ósmej klasy.
- A dlaczego bez paska? - matka zapytała chłodno - Tyle razy mówiłam, że masz być najlepsza!
Pełne wyrzutu spojrzenie, którym obdarzyła nianię i córkę bolało niczym smagnięcie biczem.
- W tej drugiej szkole to ja ci już raczej nyc, zupelnie nyc nie pomogę - szepnęła Żaneta, pogłaskała przerażoną utratą kolejnego azylu Natalię po płowej grzywce, i poszła pakować walizki. Powrót do ojczyzny nastrajał ją wesoło. Z jej pokoju dobiegały dźwięki jakiegoś paryskiego walca śpiewanego przez nianię na całe gardło.
Żaneta zniknęła. Natasza czasami myślała, że nigdy nie istniała, że tylko ją sobie wymyśliła. Tak samo jak pana Wojtka.
Warsztat Słomkowskiego, znanego na osiedlu jako Wojtek Złota Rączka, był wyjątkowy. Każdy, kto tam wchodził pierwszy raz, był pod wrażeniem. Nawet matka, kiedy wydało się, gdzie Natasza znika na całe popołudnia.
- O Boże! - wykrzyknęła i rozglądała się z przerażeniem dookoła.
CeDeeN...
CeDeeN...
Czasem ze słowami wrytymi w mózg człowiek walczy całe życie...
OdpowiedzUsuńZnów mi to robisz!!
A obiecałam sobie,że nie będę wchodzić, aż będzie całość -wtedy przeczytam hurtem;) Nie dało się;))
To wszystko z troski! Czytanie zbyt długich bzdur może się negatywie odbić na zdrowiu;)
UsuńJa mialam takiego ojca. Jak bardzo bym sie starala, on zawsze byl niezadowolony, nigdy mnie nie pochwalil, natomiast twierdzil, ze stac mnie na wiecej. Przez cale zycie nie doczekalam sie od niego slow, ze jest ze mnie dumny.
OdpowiedzUsuńTracilas bardzo bolesna strune.
Chyba każdy nosi jakąś zadrę...
UsuńA mnie matka zawsze mówiła lekceważąco: "Wiedziałam, że sobie poradzisz" tym samym pomniejszając mój wysiłek i radość z sukcesu. I tak mi to wbiła, że nie wyobrażałam sobie, że mogę sobie nie poradzić. Radziłam sobie, często wielkim kosztem osobistym. A teraz się to mści, bo bardzo się starałam, ale rzeczywistość zwyciężyła:( Ciągle czuję się pokonana i trudno nadal mi się podnieść.
OdpowiedzUsuńZaczyna się interesująco. Mam nadzieję, że nic mi nie przeszkodzi w czytaniu dalszych:)
Może to miało mieć na celu wyrażenie jej wiary w Ciebie?:)
UsuńNie, na pewno nie.
Usuńprzykre, mam podobne doświadczenia... i nie mówię to o francuskiej niani, niestety :) czekam oczywiście na ciąg dalszy, tylko nie za długo, bardzo proszę :)
OdpowiedzUsuńAleż proszę. Jest:)
UsuńTo trudne realizować marzenia rodziców
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Na szczęście zdałam sobie z tego sprawę:)
UsuńJaskółka ma rację - takie stwierdzenie : Na pewno sobie poradzisz..! potrafi wkur...wkurzyć do imentu. U mnie też było nie do pomyślenia, że nie będzie samych piątek. Ech, od dawna wiadomo, że nikt cię tak nie skrzywdzi, jak rodzeni starzy...
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony... odebraliśmy przez to niezłą lekcję. Pilności;)
UsuńTeż znam na pamięć tekst: - Panience z dobrego domu nie wypada!
OdpowiedzUsuńPewno dlatego w latach ,,durnych i chmurnych'' bardzo się starałam, by to wszystko, czego nie wypada, wykonać!
I jakoś tak zwykle nie doceniano należycie sukcesów, a przeceniano porażki... Piątka była niewartą wzmianki normą, cztery minus katastrofą!
Z autopsji wiem, że zakazane bardziej kusiło;)
Usuń