Mróz cz.3
...opóźnienie. Bywa. Wynikło z przyczyn naturalnych i starych jak świat. Światem. A człowiek człowiekowi wilkiem. Czyli mam nerwa, którego nie mogę utopić. A może nie chcę? W sumie to dobrze by było zapamiętać lekcję żeby nie dopuścić do powtórki z rozrywki:)
***
***
Nawet
mroźny, grudniowy wiatr nie był w stanie schłodzić emocji, które
towarzyszyły Nataszy. Czas oczekiwania na pociąg dłużył się. Spikerzy
dworcowi zapowiadali przyjazdy, odjazdy, opóźnienia. Z każdym donośnym
bim-bam wydobywającym się z tuby umieszczonej na betonowym słupie,
zamierała w oczekiwaniu.
Długo
wyczekiwany pociąg ciężko wtoczył się po biegnących wzdłuż peronu
torach, sapnął z ulgą i wypluł z siebie różnobarwną zawartość. Zamotani w
kolorowe czapki i szaliki ludzie szybko witali się z oczekującymi i
jeszcze szybciej uciekali do ciepłych domów.
- Nie ma jej... - szepnęła i rozpaczliwie, ale z nadzieją przyjrzała się coraz rzadszemu tłumowi.
Stała
na drugim końcu peronu. Z daleka było widać, że jest smutna; długie,
tłuste włosy szarpane wiatrem tworzyły coś w rodzaju aureoli. Z
opuszczonych z rezygnacją ramion smętnie zwisał szalik we wściekłych
kolorach. Towarzysząca jej wysoka, dość tęga kobieta, emanowała ciepłem.
Sroga mina, w którą przystroiła twarz, była tylko na użytek sytuacji, w
której znalazły się te trzy kobiety.
- Ja... - Natasza usiłował się przedstawić.
-
Wiem, kim pani jest. Amelka wiele mi o pani opowiadała - tęga kobieta
nie dała jej skończyć - Proszę tylko tu podpisać i może pani zabrać
córkę.
Drżącą z zimna i emocji ręką Natasza nakreśliła na podsuniętej na sztywnej podkładce kartce imię i nazwisko.
- Jeszcze data - upomniała urzędniczka wskazując palcem miejsce, w którym należało ją wpisać.
Natasza posłusznie wykonała polecenie. Im szybciej się z tym upora, tym lepiej.
-
No to już chyba wszystko... - kobieta starannie schowała podpisany
dokument do teczki - Do widzenia pani - powiedziała chłodno.
- Do widzenia - odpowiedziała z nadzieją, że nigdy więcej się nie spotkają, chyba że w innych, milszych okolicznościach.
-
Trzymaj się mała - wyraz surowości zniknął z twarzy urzędniczki.
Pogłaskała Amelię po zziębniętym policzku i odeszła żegnana jej tęsknym
spojrzeniem.
Stały
na przeciwko siebie. Dwie kobiety. Matka i córka. W myślach wirowały im
obrazy z przeszłości. Widziały łzy, smutek, rozczarowanie, zimno i te
nieliczne chwile ciepła.
- Mam nadzieję, że tego nie spieprzysz - szepnął Wojtek złota rączka
- Skopie ci tyłek, jak to zepsujesz – dodała zjawa z francuskim akcentem.
Z
oczu Nataszy popłynęły łzy. Najpierw jedna, nieśmiało, jakby bała się,
że zostanie usunięta, zanim uda jej się rozgrzać zmarznięty policzek.
Jej sukces przywołał inne. Ciepłe, oczyszczające łzy teraz już bez
skrępowania spływały z oczu, po policzku i zatrzymywały się na wielkim,
puchatym kołnierzu zimowego płaszcza.
-
Nataszo! Proszę się natychmiast opanować. Nie wypada tak płakać na
ulicy! - gdzieś z tyłu głowy zawirował wiecznie w niej obecny karcący
głos matki.
-
Nie tym razem! - odpowiedziała podświadomości i po prostu, nie patrząc
na miejsce i czas, na to, co ludzie powiedzą i na zasady, przytuliła
drobną, wylęknioną dziewczynę, tak bardzo podobną do niej sprzed lat.
Podświadomość prychnęła z niezadowoleniem.
-
Pieprz się! - Natasza w końcu to powiedziała. Po raz pierwszy w życiu
przeciwstawiła się matce. I zaklęła prawie jak złotoręki Wojtek.
K O N I E C
K O N I E C
Czegos podobnego nie odwazylabym sie matce (ani jej zjawie w podswiadomosci) powiedziec.
OdpowiedzUsuńJa też nie. Chyba...
Usuńnareszcie się postawiła... i dobrze, bo kolejnego dziecka byłoby szkoda... Ty to masz talent zołzo :) miłego weekendu...
OdpowiedzUsuńKiedyś trzeba:)
UsuńZ takimi komunikatami wrytymi w podświadomość potem męczymy się całe życie. A kysz paskudne myśli!
OdpowiedzUsuńNawet po 16 latach takie bydlęta jeszcze są aktywne. Pozbyć się trudno...
UsuńA i po 17 też potrafią!;)
UsuńDosadność dobrze robi czasem...
OdpowiedzUsuńCzasami tak właśnie trzeba:)
UsuńA jednak szafa, bo już myślałam, że deja vi :)
OdpowiedzUsuńSzafa, Szafa... Alejak widać nie wszyscy czytali:)
UsuńPrzeczytałam komentarz Pantery i zastanowiłam się nad nim. No, starszym a zwłaszcza matce takie słowa? A jednak w odruchu pod wpływem instynktu samoobronnego też powiedziałabym brzydko i dosadnie. I to nie tylko w podświadomości.
OdpowiedzUsuńMatki wszak bywają różne:)
UsuńMoże bym pomyślała, może
OdpowiedzUsuńale na głos to nie dałabym rady...
A ja ... nie wiem.
UsuńMam ochotę powiedieć to tobie, za to że przerywasz pisanie... nie lubię "koniec odcinka, koniec odcinka..." NIE LUBIĘ!
OdpowiedzUsuńbo to nie może byc koniec...
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś:)
UsuńTakie głosy z tyłu, one później latami całymi cichną, a często bywa że nigdy nie ucichną...
OdpowiedzUsuńCzym skorupka za młodu...
Usuńnie lubię napisu KONIEC,
OdpowiedzUsuńtakie historie nie mają końca /niestety/ zmieniają tylko formę ukrywają się głęboko w podświadomości. Rzucone jak kamień słowa pozostają tam przyczajone, gotowe odbić się rykoszetem przy najbliższej okazji...
Ludzki umysł to twór /nowotwór?/ niezbadany.
Masz rację. Niemniej czasami lepiej nie opowiadać do końca...
UsuńJa mam nadzieję, że nie przegapiłem Cię na BFG, bo ja nie mam pamięci do twarzy, to taka choroba jest.
OdpowiedzUsuńJa mam. W sensie, że pamięć do twarzy. Tyle, że mnie w tym roku tam nie było:)
Usuńa ja bym powiedziała, niestety
OdpowiedzUsuńj