O prorokowaniu
Kiedy pewnego słotnego dnia Osobista z pewną taką niecierpliwością ale i podekscytowaniem zapytała czy to już, wcale się nie zdziwiłam. Ona już tak ma. Że skacze z tematu na temat. Jej myśli są niczym kozice górskie rozbrykane. Rozmawiałyśmy właśnie o serniku, że nowy przepis i w ogóle, że pycha. I że chętnie byśmy spróbowały gdyby nie konieczność zmieszczenia się nie tyle w spodniach co w drzwiach. Pytanie było więc z księżyca.
- W sensie? - odpowiedziałam zupełnie niezgodnie z zasadami pytaniem na pytanie.
- Co z Młodym? No wiesz, już październik.
Zanim zdążyłam przestawić tok myślenia minęła chwila. Dość spora. Gdyby to był film, pewnie reżyser zdecydowałby się na wypełnienie tej przestrzeni między sernikiem, a Młodym jakąś dramatem ziejącą sceną. Nam musiała wystarczyć sącząca się z radia muzyczka. Oraz trzask lizanych przez pomarańczowe płomienie polan w kominku.
- A! To... W sumie to raczej nie.
- Jaśniej proszę. Raczej wyklucza nie. - zażądała. I bezczelnie wbiła zęby w pączka.
- Bo genetyczne uwarunkowania się nie liczą. W związku z tym faktu, że rano muszę go cucić nie biorę pod uwagę.
- Myślałby kto, że ty tak chętna do chodzenia do szkoły byłaś - Osobista wydęła wargi w geście pogardy. Znam ją ho-ho, a może i dłużej więc się nie przejęłam. To nie dla mnie ta pogarda, tylko dla wszystkich tych co to chętnie i pilnie od wakacji do wakacji siedzieli z nosem w książce.
- Chętna to może i niekoniecznie. Ja po prostu nie miałam innego wyjścia. Alternatywa była prosta. Albo do szkoły albo zgon z powodu zanudzenia się na śmierć.
Ponieważ tym razem to Osobista wydawała się zupełnie nie nadążać za moim tokiem rozumowania musiałam uściślić.
- W telewizji ple, ple, ple...num, sejm znaczy się. Albo programy o uprawie pszenżyta. O istnieniu komputera nie miałam nawet pojęcia. To samo dotyczy jakiś plejstejszynów. Czytanie i owszem, ale... no ile można? W szkole przynajmniej mogłam się po wydurniać... Jest więc cień szansy że to też po mnie odziedziczył.
- Chęć wydurniania się?
- Nooo...
- A może jednak nie... - nadzieja z jaką Osobista wypowiadała te słowa była wielka. Miejmy nadzieję, że płonna.
Był wrzesień. No może październik. Zupełnie tak jak teraz. Deszcz dzwonił o szyby, liście sypały się z drzew, a my miałyśmy praktyki. Studenckie. Na korytarzu było cicho. Tak cicho jak może być w szkole między jedną a druga przerwą. Czyli umiarkowanie.
Nagle wrzask. Ryk. A może nawet syrena alarmowa! Która to de facto przemówiła ludzkim, siedmioletnim głosem.
- Masz tam natychmiast iść! Słyszysz? - małolat wył i ciągnął za rękę młodą kobietę, najprawdopodobniej matkę. Opierała się. Nie dlatego, że nie słyszała. Musiałaby być głucha, żeby umknęło to jej uwadze.
- No ale po co? - zapytała nieco ogłupiała zaistniałą sytuacją.
- Wypisać! Ty mnie do tej durnej szkoły zapisałaś, to teraz idź i wypisz!
Nagle wrzask. Ryk. A może nawet syrena alarmowa! Która to de facto przemówiła ludzkim, siedmioletnim głosem.
- Masz tam natychmiast iść! Słyszysz? - małolat wył i ciągnął za rękę młodą kobietę, najprawdopodobniej matkę. Opierała się. Nie dlatego, że nie słyszała. Musiałaby być głucha, żeby umknęło to jej uwadze.
- No ale po co? - zapytała nieco ogłupiała zaistniałą sytuacją.
- Wypisać! Ty mnie do tej durnej szkoły zapisałaś, to teraz idź i wypisz!
Osobista co prawda nie prorok, ale chciałaby. Nim być. I dlatego od tamtej pory czeka kiedy ziszczą się jej słowa (oby nie prorocze jednak) że nasze dzieci też nas tak załatwią.
Źródło zdjęcia w sieci: http://pspwojcice.webmar.pl/
Źródło zdjęcia w sieci: http://pspwojcice.webmar.pl/
Hehe, a mój syn właśnie dzisiaj kończy pierwszy semestr nauki i ma tydzień wolnego... durna ta szkoła
OdpowiedzUsuńTo ile tam jest semestrów?!
UsuńA ja się czasem w proroctwach jeszcze bardziej zapędzam;) i wychodzi mi, że one (niektóre one) nas załatwią jeszcze gorzej;) na szczęście prorokowaniem param się rzadko, bardzo rzadko;) i chyba mało skutecznie (też na szczęście w sumie)
OdpowiedzUsuńKażde proroctwo dobre. No chyba że co rok prorok;D
UsuńE tam, będzie dobrze, nie bój żaby - że takim staroświeckim tekstem polecę
OdpowiedzUsuń; )
Ja tam nie taka strachliwa;)
Usuńczasami dobrze, że życie niesie niespodzianki, bo gdybyśmy wcześniej wiedzieli co i jak, to łoooooooooo matko, a może i jeszcze gorzej;-)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak! Pewnie byśmy nawet czasami leżeli całymi dniami żeby się nie przewrócić;)
UsuńNajtrudniej byc prorokiem we wlasnym... domu.
OdpowiedzUsuńNo niestety:D
UsuńA moj maz uwielbial zostawac w domu i ogladac TTR, chemie, fizyke,matematyke i takie tam, ktore wtedy dawali w TV. I tak mu zostalo. Niema dnia bez programu rolniczego o 12, twierdzi ze sprzedaz zywca, uprawa cebuli i pszenzyto bardzo go uspokajaja.
OdpowiedzUsuńA dziecko zwykle robi cos innego niz to czego sie po nim spodziewamy, ze tak rzuce madroscia miejska.
Jeju... pierwszy raz słyszę, że ktoś to w ogóle oglądał;D
UsuńGenetycznie, niegenetycznie, moje chodziły bez problemu! NO, jakieś drobne wagarki w liceum się zdarzały, Pierworodnemu zwłaszcza, ale ujawnił post factum, coby matce siwizny nie dokładać...
OdpowiedzUsuńAle w sumie... geny to straszna rzecz:D
UsuńNo, cucenie jest upierdliwe... Zwłaszcza gdy z wiekiem też się o tej porze coraz bardziej chce spać ;) I cuci się bez przekonania...
OdpowiedzUsuńPowiem ci... że mnie też trzeba cucić;D
UsuńO ile mnie pamieć nie myli, wszak dawno temu to było, nie uśmiechało mi się poranne do szkoły wstawanie. Jak człek nie spał do trzeciej w nocy to nie dziwi nic.I szkoły jako instytucji też nie lubiłam. Za moich czasów dzieci się tresowało i wybijało z głowy odbiegające od standardów myślenie. Jedyne dobre wspomnienia z szkoły to lubiani ludzie tam spotykani.Koleżanki i koledzy i bardzo nieliczni nauczyciele z powołaniem do zawodu.Tacy co mieli charyzmę i lubili swych uczniów.Ale tych na palcach jednej ręki mogę wyliczyć.
OdpowiedzUsuńmła zołzik:)
W sumie to do szkoły mało kto lubił. Nie ma dziwne;D
UsuńNie dalej niż kilka dni temu taki pierwszaczek przez godzinę mi szlochał, składał rączęta pulchne jak do paciorka i lamentował "Błagam panią, niech pani zadzwoni do tatusia, żeby mnie zabrał do domu. Ja obiecuję, ja jutro już przyjdę ale dziś niech mnie zabierze. Błagam panią!. Bo ja się tak przyzwyczaiłem do domu." - tak mu się nagle po 2 miesiącach przypomniało, a ja z kamienia, choć serce mi pękało nie zadzwoniłam. Ale tako i tak go zabrał zaalarmowany telefonem znajomej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i wracam do nadrabiania zaległości w czytaniu Ciebie :)
Słusznie. Raczej nie powinno się ulegać:)
UsuńMatko jedyna, jeszcze nie tak dawno sama ryczałam i kazałam mamie iść i wypisać mnie z zerówki, hahaha. Jakim cudem od tamtego czasu minęło już 21 lat?
OdpowiedzUsuńChyba każdy ma w życiorysie taki mały ryczący epizodzik;d
UsuńO matko, tacy mali terroryści są postrachem, ale i Moja niejednokrotnie dała mi popalić w ten czy inny sposób :)
OdpowiedzUsuńA raz ją wypisałam i zapisałam gdzie indziej, bo był powód!
Pewnie twoja mama może powiedzieć to samo; że tez dałaś jej popalić;)
UsuńObudziłaś upiory... Matko, co ja miałam za gagatka. A to że dzieci jakimś cudem dożywają 18-stki i to nie siedząc w pace za podpalenia, naruszenie cielesności itp., to mnie nigdy nie przestanie zadziwiać...
OdpowiedzUsuńZamknij oczy i przypomnij sobie siebie;)
UsuńJa byłam gagatkiem i szkoły nie lubiłam gorzej ja jej nienawidziłam, ale cóż chodziłam, bo musiałam rozumiem wszystkie dzieci doskonale
OdpowiedzUsuńbabcia Jadzia
Moja krew!;D
UsuńJako spacz poranny rozumiem, przede wszystkim, niechęć do wczesnego wstawania - i tym wcześniej , im dalej do szkoły. Niedawno wnuczka ( wprawdzie już licealistka) zwierzyła mi się , że w piątki zaczyna lekcje o g.7,15...i bardzo jej współczułam wstawania przed g.6. :((
OdpowiedzUsuńTez to rozumiem... a geny to straszna rzecz;)
UsuńMnie nawet by nie przyszło do głowy, aby się ze szkoły wypisać...dzieci to jednak są teraz bardziej świadome swoich praw :-)
OdpowiedzUsuń