Marchewka....czyli sezon w pełni

.... zdarzyło się dni temu kilka...dziesiąt;)

Market którego reklamować nie będę jest oddalony jakieś 10 minut drogi od mojego domu. Spacerkiem. Autem droga zajmuje niespełna 2 minuty. W warunkach rzecz jasna normalnych. Sezon to, że się tak wyrażę insza inszość. Ta sama inszość dotyczy wspomnianego wcześniej marketu...

Gość w dom niezapowiedziany, Zołza do sklepu. W te pędy! Czas naglił zatem autem. Szczęściem jeszcze marketów w niedziele władza miłościwie nam panująca nie pozamykała. Potrwało ... zanim wydostałam się ze swojej uliczki. Turyści mimo aury niezbyt sprzyjającej szeroką falą sunęli ku nadmorskim kurortom. W końcu się udało! Teraz tylko znaleźć miejsce na zapchanym parkingu i można ruszyć między regały. Koszyk, mimo tłumów  szwendających się zapełniłam szybko (wszak czas... wiadomo). Ustawiłam się więc w kolejce do kasy. Jednej z trzech! Fiu - fiu! Zwykle jest czynna jedna. To śmiało wystarcza. Sezon rządzi się jednak innymi prawami. Market zatrudnia nawet pracowników zwanych sezonowymi (tak przynajmniej głosi napis na plakietkach z imieniem).

- Dzień dobry - mruknęła automatycznie pani kasjerka i rozpoczęła skanowanie moich zakupów.
- Dzień dobry! - odpowiedziałam entuzjastycznie. Po pół godzinnym staniu w kolejce do kasy byłam prze-szczęśliwa, że oto nadszedł kres czekania. I że za kilka chwil wraz z łupami piętrzącymi się na czarnej taśmie będę w domu.
- Marchewka... - jęknęła pani kasjerka nieco niewyraźnie i zbladła wzięła jakby zobaczyła ducha, a nie płód ziemi rolnej.  Może miała nieprzyjemne skojarzenia z przedszkola gdzie ją jako i mnie marchewką z groszkiem karmiono? A może mi się tylko wydawało? Eeee... nie ważne!  Postanowiłam zignorować westchnięcie i zblednięcie. Niesłusznie jak się za chwilę okazało.
- Dziewięćdziesiąt trzy, szesnaści. A z marchewką musi pani stanąć do innej kasy. - pani kasjerka powiedziała na wdechu.
- Że co proszę? - ciągle miałam nadzieję, że się przesłyszałam.
- Kod mi nie wchodzi na marchewką - usłużnie odpowiedziała starannie omijając mnie wzrokiem - Musi pani stanąć w kolejce do innej kasy.
- Ale jak nie wchodzi? Ja chcę marchewkę! Ja potrzebuję marchewkę! Wki! Znaczy się! - mimo stresu końcówki i odmiany należy stosować. Tym bardziej, że w torebce wspomniane warzywo występowało w liczbie mnogiej.
- A ja nie mogę jej pani sprzedać! - kasjerka uparcie obstawała przy swoim - Proszę stanąć do innej kasy.
-  W życiu! - krzyknęłam może nieco zbyt głośno patrząc na zakręcone fantazyjnie ogonki do każdej z czynnych kas.

I tak zrodził się pomysł. Nowatorski. Racjonalizatorski. Z którym rzecz jasna nie omieszkałam się z panią kasjerką podzielić
- Ma pani marker?
Nie odpowiedziała.
- Taki pisak. Gruby - podpowiadałam z miną niewinną jak u pierwszokomunisty.
- Mam... - niepewność w głosie graniczyła z ciekawością.
- To proszę napisać szyld. Duży i wyraźny:  "W tej kasie marchewki nie sprzedajemy".

Następnym razem pójdę tam w krawacie. Podobno "klient w krawacie jest mniej awanturujący się".  Może nie umieszczą mnie w gablocie z napisem: Tych klientów nie obsługujemy;)

PeeS. Zdjęcie przedstawia Zołzę w pełnej krasie choć w wersji czarno-białej;)


Komentarze

  1. A pani nie umiala kodu wstukac paluszkami? czy moze miala za dlugie paznokcie do stukania?
    Zolziku, a na tym zdjenciu to Zolzik sie na odpust wybiera?
    Pomijajac fakt, ze Zolzik slicznie wyglonda to takie mi sie skojarzenie nasunelo:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz Star... pracownik sezonowy.;)
      Zdjęcie pochodzi z urodzin koleżanki - zrobiłyśmy jej imprezę "na ludowo";)

      Usuń
  2. No, marchewka niczym alkohol....nie każdemu wchodzi ;) i nie w każdej kasie ją zakupić można najwyraźniej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko tego brakuje żeby z byle bułką trzeba było stawać do innej kasy;)

      Usuń
  3. Stardust ma racje mogła wpisać paluszkami !!!!
    A zdjęcie - cudeńko :)
    Miłej niedzieli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie po to ma skaner żeby paluchem się męczyć;)
      Miłego:)

      Usuń
  4. Widzę, że Pani w kasie nie wykazała się pomyślunkiem takim jak my w komentarzach... pierwsza rzecz jaka przychodzi do głowy to "wklep ręcznie łajzo!". Pomysł z tabliczką też nie najgorszy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałabym żeby nie trzeba było takich tabliczek. Zakupy w sezonie i tak są makabrą;)

      Usuń
  5. ale pwnie marfefka nie miała kreskowego, więc pani nie mogła se poklepać, oj Zołzo, tyle kłopotu w nierdziele,

    OdpowiedzUsuń
  6. uwielbiam takie wkur..sytuacje...

    OdpowiedzUsuń
  7. dzyndzelka na kierowniczkę nie miala? jak się pomyli to zaraz ma dzyndzelek do naciskania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała. I naprawdę nie wiem dlaczego nie użyła:)

      Usuń
  8. Ja bym chyba w tym sklepie pierdyknela koszykiem o podłogę:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na takie gesty to sobie można pozwolić w miejscowościach z większą ilością sklepów. To obrażanie się może się skończyć kilku kilometrową wycieczką po byle pietruszkę;)

      Usuń
  9. http://www.rigga.com.pl/hotel-wstep.html tam to było:)
    a z marchewką to po prostu przegięcie, mogła wdusic cokolwiek innego, co wchodzi za tą samą cenę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda się rozwodzić na dtym czy mogła czy nie. Ona raczej nie chciała;D

      Usuń
  10. oKRASIE aż nie wypada nie wspomnieć, mimo czarnejbieli wiele kolorytu zawiera:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zołza przecudna w wianeczku, taka niewinna:):):):)Nie napisałaś co dalej z tą marchewką było.

    OdpowiedzUsuń
  12. wyglądasz olśniewająco


    Ty moja marchewkowa Pani


    a jak kasjerce nie wchodzi, to znaczy, że tępa, więc co się dziwisz?!

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie umiała.I spanikowała,albo bała się o pomoc prosić,bo wyleją,i tyle.Co do otwartych marketów w niedzielę...która z pań pierwsza rwie się do takiej pracy?????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na swoje usprawiedliwienia mam tylko tyle, że niezwykle rzadko korzystam z dobrodziejstwa jakim jest niedzielny handel :)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  14. Chyba by mnie strzeliło sama nie wiem co i bym pizgła tą marchewką przy kasie, jakiem spokojny człowiek. Jak mnie cieszy, ze u nas okolica iście nie sezonowa, w markecie zawijaski do kas tworzą sie jedynie w dzień targowy, więc łatwo ominąć ;-)
    Zdjęcie urody pzrzecudnej :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. A to Zołza jak widzę, ma całą kolekcję wianków... No bo ten w kolorze, to jednakowoż inny wianek jest, niż ten czarno-szary... Szkoda, że nie poszłaś we wianku do tego sklepu. Zrobiłabyś piorunujące wrażenie, lepsze niż w krawacie. A co do marchewki, to wpadłam kiedyś w absolutny stupor w małym dolomickim sklepiku, gdzie jak się okazało - sałatę też trzeba było zważyć! Nie zważyłam. Za to pani kasjerka zerwała się z zydelka i popędziła do wagi. Zajęło jej to 80 sekund. Można? Można..., ale nie u nas...:((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakże! Tamten był z kwiecia polnego, a ten... z bibuły:D

      Usuń
  16. Bibułowy wianek... Choinki zakładowe, bale przedszkolne... O matko! Wzruszenie krtań ściska, już o marchewce się nie wypowiem...

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam swoje prywatne prawo - "W kasie, do której staniesz zatnie się coś na pewno". Czasem jest to Twoja marchewka, czasem czyjś pin.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz