Nierządnica

       Marianna była w wieku. w którym to podobno wypada już wszystko. Włosy, zęby, macica , dekolt do pępka i mini ledwie co zakrywające wciąż  zgrabny tyłek. A jeśli nawet, co poniektórzy złośliwcy uważali, że tak to się statecznej bądź co bądź pani nosić nie wypada to Marianna i tak miała to wiadomo gdzie.
- A kto bogatemu zabroni? - odpowiadała zaczepnie na docinki odzianych w dostojne flausze, eleganckie żorżety i mało gustowne mohery sąsiadek, które to nawet nie starały się ukryć świętego ( a jakże!) oburzenia. Żegnana złym spojrzeniem, splunięciem oraz znakiem krzyża, że niby taka z niej  gniewu boskiego ani ludzkich języków się niebojąca antychrystka, odchodziła równym, na tyle ile pozwalało zapalenie stawów, zaniedbany w dzieciństwie  platfus i buty niewygodne jak jasny gwint krokiem.
Rzecz jasna Marianna nie była tak zupełnie wyrzucona poza nawias. Dziwnym zbiegiem okoliczności drugie połowy flauszowo-żorżetowo-moherowych bigotek na widok przechadzającej się ulicą  Marii reagowały zgoła odmiennie, żeby nie powiedzieć żywiołowo.

- Ech... Jak ją widzę to ... - dziarski staruszek ustrojony  w popielaty sweter w bordowe romby  siedzący na ławeczce przez domem zatarł z radości pogniecione przez czas ręce. Aż mu laska upadła na trawnik. Schylił się po nią dopiero po chwili. Kiedy kołyszące się biodra Marianny oddaliły się na tyle, że nie mógł ich obserwować nie wstając z wygodnej ławeczki.
- To co? Kaziu? No co byś zrobił? - z błyskiem w oku dopytywał się bynajmniej nie złośliwie jego kamrat. Od zawsze, odkąd sięgał pamięcią lubił słuchać opowieści erotomanów gawędziarzy. Kiedyś myślał, że od samego takiego słuchania stanie się super macho.
- No, panie dzieju, nie mów, że zapomniałeś - Kazimierz odpowiedział na poły kpiąco ale tak naprawdę wymijająco. Już dawno uznał, że czasy kiedy przechwalał się swoimi mniej lub bardziej prawdziwymi miłosnymi podbojami minęły. Że pora się ustatkować, pomyśleć o doczesnej reputacji i o życiu wiecznym - Ja wiem, panie dzieju Zygmuś, że ty na milobilu jedziesz, ale żeby aż tak? Żeby nie pamiętać co chłop z babą może robić?
Zygmuś ani myślał się obrażać. Znał Kazimierza od lat kilkudziesięciu z górką. Znał, cenił i za nic nie chciał stracić jego przyjaźni, a co za tym idzie cennego towarzystwa. No bo z kim miałby spędzać czas od śniadania z małą przerwą na obiad aż do kolacji? Z kim miałby niby grać w szachy? I kogo oszukiwać w remika? Nie bez znaczenia był też fakt, że Kazio jako były wojskowy dysponował o wiele bardziej pękatym portfelem. Emerytura Zygmunta w całości była konfiskowana przez małżonkę Wiesławę, niewiastę niezwykle krewką i wielce oszczędną. Twierdziła ona, że tych marnych groszy, które ZUS co miesiąc wysyłał za pośrednictwem Poczty Polskiej (Wiesława nie ufała bankom) i wielce sympatycznego listonosza Jacentego, wystarczało ledwie na opłaty, leki i jakieś skromne żarcie. A on przecież miał swoje potrzeby! Których to potrzeb małżonka jego osobista nie chciała w żaden sposób pojąć. Bezlitośnie zgarniała całą jakże skromną emeryturę i nawet raz w tygodniu nie pozwalała wypić z kumplem piwa. Jedyną gotówką jaką oglądał były drobniaki jakie Wiesława wręczyła mu co niedziela przed sumą celem przekazania ich w formie ofiary księdzu dobrodziejowi. Czasami udawało się umknąć wszechwidzącym oczom małżonki i nie bacząc na gniew boży i surowo-karcący wzrok wikarego zbierającego na tacę zachachmęcić i przywłaszczyć sobie złotówkę. Lub dwie. A w większe święta to nawet piątaka można było zgarnąć.
Tymczasem Kazimierz, korzystając z zamyślenia przyjaciela postanowił zmienić temat.
- Rozegramy partyjkę? - zapytał wyciągając zza pazuchy pudełko z podniszczonymi szachami.
- No ba... - Zygmunt podchwycił  natychmiast i zatarł z radości pomarszczone przez czas ręce. Może i Kazimierz był kiedyś tam wojskowym ale to on był lepszym strategiem. I wygrywał prawie zawsze. Tryumfowałby częściej gdyby nie to, że czasami po prostu taktycznie kładł partię widząc irytację malującą się na twarzy przeciwnika.
- Kto wygra ten stawia kolejkę - mimochodem stwierdził Kazio. Lubił  urozmaicać grę odrobiną hazardu. Odkąd Matylda, jego zołzowata żona odeszła w siną dal za kochasiem i nie było komu zrzędzić, jego życie znacznie straciło na atrakcyjności. Miał co prawda tak zwany święty spokój ale zdecydowanie wiało nudą.
- Ciągle masz nadzieję, że wygrasz? - zagadnął Zygmuś
- Jestem optymistą...
- Taaaa i wierzysz, ze szklanka jest do połowy pełna...
- Znam inną teorię. - odpowiedział widząc na horyzoncie zbliżającą się Mariannę
- A mianowicie? - Zygmunt zagadnął niby od niechcenia. W rzeczywistości czuł już zapach zwycięstwa, a co za tym idzie smak mocnego ciemnego piwa.- Szach i mat!
Kazimierz wydawał się nie przejmować przegraną. Wciąż patrzył na nadchodzącą  Mariannę, jej kołyszące się biodra, lekko niepewny krok (pewnie z powodu tych cholernych butów na obcasie które uparcie nosiła) i krótką, aczkolwiek nie za krótką kieckę w kolorze fioletowo-różowym (Matylda mówiła, że to fuksja).
- A mianowicie taką, że pesymista twierdzi, że wszystkie kobiety to nierządnice. Optymista nie jest tego zdania, ale ma nadzieję*.
- Taaa.... - Zygmuś mruknął przeciągle. Trzymane w ręku figury upadły na wydeptaną wokół ławki ziemię. Teraz już obaj patrzyli na Mariannę, która na ich widok wzięła się w garść i już nie utykała.
- Nooo... - Kazimierz zawtórował na tylko pozornie inną nutę. Cóż, obaj nie wierzyli, że wszystkie kobiety to nierządnice, ale nie przeszkodziło to im mieć nadzieję.

 *)Julian Tuwim

Komentarze

  1. No i powiedz, czy te ,,złote myśli'' Tuwima nie są absolutnie ponadczasowe i uniwersalne? W dodatku pasują niemal na każdą okazję!

    OdpowiedzUsuń
  2. porcja humoru przed snem -lepsza niż meliska;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, jak dobrze, że wróciłaś - zdaje się - na dobre :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No to w końcu wiem jaki to kolor ta fuksja, dziękuję
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki wiesz... sino-koperkowy-lekko-fioletowy-róż;)

      Usuń
  5. Sweter w ROMBY !!! a nie "rąby" :-(((

    OdpowiedzUsuń
  6. ależ mnie życie czeka, dobrze, że nie mam platfusa

    ściskam pięknoto :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam. Drogą żmudnych ćwiczeń pozbyłam się go:D

      Usuń
  7. Ech, ten Tuwim:),Nie każdy pamięta jaki był niego niegrzeczny chłopczyk:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niech się Kazimierz cieszy, że go żona nie bije... Bo to ostatnio coraz częstsze zjawisko..:(
    Piękna historia:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Już wiem, dlaczego Tuwim mieszkał w Aninie, i dlaczego ja ten Anin uwielbiam, za co no właśnie za to...
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Aninie czas miło płynie. Tuwim wiedział co dobre;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz