Przypadek, czyli nie wszystko w życiu można przewidzieć cz.1

Wszystko było dziełem przypadku. Wszystko. Począwszy od tłoku w autobusie, a na śmierdzącej tygodniowym potem tłustej blondynce, która ze zniechęconą miną stała tuż obok. Kiwała się niebezpiecznie przy byle zakręcie. Nie miała się czego uczepić. Każda ze zwisających  z biegnącej wzdłuż autobusu chromowanej rury rączka dyndająca na parcianych paskach była zajęta. W autobusie panował tłok. Jak zwykle. Oczywiście jak zwykle o tej porze. Przecież wystarczyło wstać wcześniej, nie zastanawiać się co założyć, nie guzdrać się w łazience, nie marudzić przy śniadaniu i sprawa autobusowego tłoku by nie zaistniała. Blondynka kiwałaby się przy kimś innym. I to ktoś inny byłby zagrożony że zwali mu się na plecy. Nagłe pojawienie się autobusowych kontrolerów Agata przyjęła z ulgą. A nawet z radością.

- Kanary! - krzyknął ostrzegawczo jakiś koleś w czerwonej czapce z daszkiem dając nura w otwarte jeszcze drzwi. Za jego przykładem poszło - wymknęło się jeszcze kilka osób. Blondyna została. Widocznie nie miała na sumieniu braku biletu. Wyglądało na to, że jej jedyną zbrodnią było niedbanie o siebie.  Zrobiło się jednak na tyle luźno, że można było się odsunąć na bezpieczną odległość.
Agata nerwowo spojrzała na zegarek. Do rozpoczęcia pracy zostało niespełna 10 minut i dwa przystanki. Jeśli się spóźni szef na pewno zrobi zamach na jej premię. Wiedziała nawet co powie;
- Pani jest niepoważna pani Agato! Ile razy powtarzałem, że do pracy się nie spóźniamy? Skoro ja mogę przyjść na czas to pani tym bardziej. Pani powinna tu być przede mną. I czekać na dyspozycje. Być w gotowości. Tak to my pani Agato drugiej Japonii nie zbudujemy. Może jak zabiorę pani premię to da to pani do myślenia. Bo moje gadanie nie robi na pni żadnego, nawet najmniejszego wrażenia.
I proszę mi wreszcie zaparzyć kawę. Z podwójnym cukrem. Jak się denerwuję to mi cukier spada. A denerwuję się bo pani jest niepoważna.
- Jeny... - na samą myśl o tyradzie szefa Agata jęknęła przeciągle.Dobrze że nie wyrwał jej się włoski zakręt (po naszemu pani lekkich obyczajów) czy inne słowo powszechnie uważane za wulgarne. Pasażerowie popatrzyli leniwie odwrócili głowy. Mięli nadzieję na skandalik podróżny ale taki żeby nie musieli przy nim kiwnąć choćby palcem w bucie. Ostatnią rzeczą o której marzyli był jakieś zasłabniecie czy choćby ból zęba. Nagły i niespodziewany. Senna brać pasażerska przede wszystkim i mimo wszystko nie miała ochoty na jakiekolwiek interwencje. Ewentualnie na teatr jednego lub dwóch aktorów. Nagłe wtargnięcie kanarów dawało nadzieję na to że coś się będzie działo, że  kogoś przyłapią. Niestety ostrzeżenie  czerwonej czapeczki ową nadzieję zniweczyło. Podróż trwała w swoim nudnym senno- chybotliwym rytmie. Agata po jednym westchnięciu też nie kwapiła się z  kontynuacją. Zdała sobie sprawę że żadne jeny, jejki, ałajcie czy inne dramatyczne okrzyki po pierwsze zawracają uwagę współpasażerów, a po drugie nie zmienią faktu, że jest spóźniona. I że premia przeleci jej koło nosa. Liczyła na nią. I nie tylko ona.

- Przepraszam - Agata zwróciła się do blondyny stojącej na drodze do wyjścia.za chwilę autobus miał się zatrzymać. Chciała jak najszybciej z niego wyskoczyć. I biec, gonić, drałować, przebierać nogami ile sił w mięśniach. Po prostu zdążyć...

                                                                   CeDeeN...

Komentarze

  1. No - kurcze , ale ciekawie się zaczęło. Może będzie mała awanturka z blondyną, A może to kradziejka i zwinęła bilet Agacie i kanary zamiast blondynę spiszą Agatę i z premii nici - ciekawe :))

    OdpowiedzUsuń
  2. No wlasnie, nie ma co na razie komentowac, zanim ta intrygujaca sytuacja sie nie rozwinie :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Obyś wiedziała, jak cudnie widzieć (czytać) CeeDeeN....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz