Cappuccino z Elvisem

Do niedawna uważałam, że kawa idealna (dla mnie) powinna być gorąca, mocna i słodka. Życie zweryfikowało te poglądy i rezygnowałam ze "słodka". Reszta pozostała bez zmian. Ale ja nie o tym...Tylko o historyjce z życia wziętej, którą przypomniałam sobie o tym w związku z Dniem Słuchania Piosenek Elvisa Presleya. A było to tak...

Rok z górką temu, kiedy to wraz z rodziną najbliższą, autem marki nieistotnej podążałam w kierunku odległym.W końcu prawie 700 kilometrów po drogach jak najbardziej krajowych to nie w kij dmuchał.
 Zatrzymaliśmy się, jak to zwykle bywa na przydrożnej stacji.
W celu wiadomym; tankowanie, siusiu, kawa, a i pies już miał jakieś podejrzanie żółte oczy.
- Co chcecie? - zapytałam wchodząc do dziwnie jak na porę dnia pustej przestrzeni zwanej szumnie restauracyjną.
- Herbatę, ice tea - padły odpowiedzi ze strony męskiej części członków wycieczki. Obrażona na cały świat nastoletnia potomkini wzruszyła jedynie ramionami co zapewne miało znaczyć, że nic i w ogóle to wiadomo gdzie to wszystko ma.

Nie to  nie. Nie będę prosić. Złożyłam stosowne zamówienie i zasiadłam za stolikiem przykrytym ceratą w jakieś bliżej niezidentyfikowane kwiaty. Zdegustowana. No bo kawa tylko "parzona" albo "rozpuszczalna". Nie to żebym miała coś przeciwko parzeniu kawy ale z reguły  tego typu sposób przyrządzania  w przydrożnych knajpach dupy nie urywa. Miałam rację. Podobnie było z herbatą. Drugi jeśli nawet nie trzeci sort. Tylko ice tea nie dało się zepsuć.

Z drugiej strony sączące się w tle przeboje Króla  Rock and Rolla łagodziły nieprzyjemne odczucia estetyczno - smakowe. Nawet cerata zdawała się być bardziej znośną.
Córcia tymczasem się namyśliła.
- To ja chcę cappuccino.
- Proszę bardzo - odpowiedziała wręczając jej żywą gotówkę - sobie zamów, Tylko poproś na wynos!
- Co masz taką dziwną minę? - zapytał Książę Małżonek kiedy wróciła i z wdziękiem klapnęła przy stoliku.
- Ten facet za barem się zapytała czy ma być z bułką. Dziwne... Powiedziałam, że bez
- Cappuccino?- zapytaliśmy zgodnym jak rzadko chórem.
Oczekiwanie na cappuccino z bułką nadal umilał wiecznie żywy Elvis.
Z uwagi na fakt, że zamówiona kawa zgodnie z sugestią była na wynos, pan zza baru pofatygował się do nas taszcząc przed sobą niebieską foliową torebkę, której zawartość przeszła nasze najśmielsze oczekiwania.
- Co co jest? - wymamrotała córka lat 16 wydobywając na powierzchnię styropianowe naczynie kształtem przypominające doniczkę szczelnie przykryte również styropianowym dekielkiem
 i plastikową łyżkę.
- Otwórz! - zażądałam.
Zawartość doniczki nie pozostawiała złudzeń. I już nawet wiedzieliśmy po co ta bułka.
- Kapuśniak? - ni to zapytał ni stwierdził fakt Książę Małżonek spróbowawszy specjału.
- Na dodatek jakiś taki bez smakowy - dorzuciłam swoje trzy grosze.
 Następnie... wszyscy zaczęliśmy się śmiać jak głupi do cappuccino czy może raczej do kapuśniaku, a Pan barman, miłośnik Elvisa chyba musiał uznać nas za jakiś Griswoldów albo inną zwariowaną rodzinę. Amen.

Komentarze

  1. Potomkini ma wadę wymowy czy kelner był przygłuchy? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. He he he! Jak gluchy nie doslyszy, to zmysli. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż cappuccino na składzie nie było, a kapuśniak był, pierwsza sylaba zaś brzmi podobnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie mała strata, cappuccino pewnie i tak z torebki;D

      Usuń
  4. No prosze, ja wlasnie dwa dni temu ugotowalam kapusniak, rozdzielilam do pojemnikow i przed zamrozeniem napisalam na nalepkach "kapusniak". Wspanialy ukladajac pojemniki w zamrazarce probowal to odczytac i wreszcie zniechecony marudzil "napisalas tak, ze nie potrafie przeczytac, potem bedziesz chciala zebym poszukal i nie bede wiedzial czego szukac".
    A moglam napisac "cappuccino" nastepnym razem tak zrobie :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak napisałaś po polsku to i tak dla Wspaniałego glanc pomada co tam jest napisane;)

      Usuń
    2. Pewnie, ze mu glanc pomada, tylko ze to on jest najczesciej oddelegowany do poszukiwan w zamrazarce, bo tam zimno:))) A cappuccino to na pewno bedzie pamietal, juz mu o tym powiedzialam:)

      Usuń
  5. Cappuccino czy kapuśniak, ważne że coś na ciepło, w podróży nie pogardzisz :)))!

    OdpowiedzUsuń
  6. hehe, na wesoło, zagadzam się :)

    OdpowiedzUsuń
  7. hahaha no to śmieję się w głos :) Ostatnio zamowiłam latte, a dostałam karmelową, tak słodką, że nie szło jej wypić, ale kapuściono to mi się jeszcze nie trafiło :) ucałowania dla córci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może wyglądałaś na kogoś kto potrzebuje nieco więcej słodyczy?:D
      Córcia pozdrowiona:)

      Usuń
    2. Kto wie, ale przypomniałaś mi anegodotę z Włoch, która przytrafiła się znajomu w naszej wspólnej podróży, ale może kiedyś o tym napiszę :) kisses

      Usuń
  8. Widocznie stwierdził, że lepiej wie czego wam trzeba ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz