Zakupy i Sciene-Fiction

Są dwie tezy dotyczące zakupów. Najsłynniejsza blondynka świata twierdziła, że pieniądze same w sobie  szczęścia nie dają. Że dopiero ich wydawanie, czyli zakupy wprawiają w orgazm. I tu dochodzimy do drugiej tezy, ściśle powiązanej z pierwszą,  która głosi, że u kobiety punkt "gie" znajduje się w środku wyrazu Shopping.
Prawda? Oczywiście!
Sprawdziłam to na własnym, wcale nie małym, wciąż jeszcze żywym organizmie.
Zawsze traktowałam pieniądze jako rzecz nabytą. W zamian za słodki uśmiech do babci, dobre stopnie w indeksie czy wreszcie pracę zarobkową. Wszystko jedno; najemną, nakładczą czy lekką łatwą i przyjemną. Pieniądz to po prostu pieniądz i nic ponad to.
Dlatego lekką ręką zapłaciłam za sukienkę, pasujące do niej buciki, torebkę, kolczyki... I za krawat. Ostatecznie Książę Małżonek też musi jakoś wyglądać przy wystrojonej mnie. Karta zrobiła się niebezpiecznie lekka ale to nic.  Raz się żyje.

Ponadto, żeby uczcić Dzień Oglądania Filmów i Czytania Książek Science-Fiction oraz w celu zrobienia przyjemności Księciuniowi dałam się zaprosić do kina na Łotra 1. Gwiezdne Wojny - historie. Wymagało to z mojej strony wielkiego poświęcenie. Jakoś nieszczególnie przepadam za tego typu filmami. Za książkami takoż. Zatem ograniczę obchody wspomnianego dnia do oglądania, a poczytam już coś co bardziej pasuje do nastroju.


Źródło zdjęcia w sieci

Komentarze

  1. oj, te film to tez nie moje klimaty więc wiem co czułaś! :D Ale i tak podziwiam! :D
    A zakupowe szaleństwo... ach niejedna z nas wtedy traci głowę - i pieniądze :DD
    Udanego wieczorku! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że straciłam jedynie kasę. Głowa pozostała na miejscu;D

      Usuń
  2. Ja to jestem nietypowa, nienawidze zakupow, a zwlaszcza ubraniowych. Nie cierpie przymierzania i meczy mnie to tak bardzo, ze po dwoch przymiarkach ide do domu, nawet jesli niczego jeszcze nie kupilam. Nerf mi wystarcza na jeden sklep. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sukienkę kupiłam w pierwszym sklepie do którego weszłam. Buty w drugim;D

      Usuń
  3. Nie wiem, czy coś ze mną niehallo, ale nie cierpie zakupów... Ale stroić się to uwielbiam :-)
    Podoba mi się takie poświęcenie w małżeństwie.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, i tu się zgadzamy. Też bym wolałą mieć bez konieczności mierzenia.

      Usuń
  4. Noż kurczę.., wygląda na to, że odwiedzają cię same Nie-kobiety :))
    Ja też nienawidzę tego przebierania w wieszakach, potem przebierania się, zwłaszcza zimą. Człowiek już jest mokry, zanim zacznie, potem musi zdjąć te 6 warstw ubrań, potem wcisnąć (jak się uda) to coś z wieszaka, potem to samo w odwrotnej kolejności, Jezuuu... A potem następny sklep i to samo w kółko Macieju...
    Próbowałam zakupów w internecie, ale jak na razie sukcesy mam tylko z butami. Kupiłam już różne, od sandałków po kozaki i prawie wszystkie są idealne. Ale ubrania niestety, do bani. Wszystko nie takie:((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Helen! Taka duża a wierzy w cuda! Bez pracy (mierzenia) nie ma kołaczy (ciuchów). A wyglądać trzeba;D

      Usuń
  5. Po zakupach popędź do seksuologa, bo być może złapałaś jakąś parafilię (gr. para παρά = obok, ponadto, oprócz i -philia φιλία = miłość), zaburzenie preferencji seksualnych (dawniej: „dewiacja seksualna”, „zboczenie seksualne”, „perwersja seksualna” – rodzaj zaburzenia na tle seksualnym, w którym wystąpienie podniecenia seksualnego i pełnej satysfakcji seksualnej uzależnione jest od pojawienia się specyficznych obiektów, rytuałów czy sytuacji, niebędących częścią normatywnej stymulacji. Odczuwanie orgazmu w czasie robienia zakupów to ciekawy przypadek. Co na to Księciunio? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. :) czerwone buciki? Pamiętam Twoje piękne stopy... tęsknię za Tobą buziaku. Kisses

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy mam nastrój do zakupów, to zwykle kupuję sporo rzeczy na raz, bo nieczęsto mi się zdarza i trzeba ten raz na rok wykorzystać. :) Znacznie bardziej wolę kupować gadżety: do domu, jakieś narzędzia, inne takie.
    Ale nie przeczę, to wielka przyjemność :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Maksymalny czas zakupowy to dla mnie półtorej godziny. I nieważne, czy to tylko spożywka, czy garderoba, czy cokolwiek. Mam jednak przyjaciółkę, która w jednej lumpiarni potrafi spędzić cztery (!) godziny! Kiedyś mnie próbowała namówić na wspólne ,,łowy'', ale byłam twarda!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz