Wszędzie dobrze...

   
   Za górami, za lasami, rzekami i tak dalej, w małym białym domku, który stał nieopodal dwóch żółtych mieszkała Baba. Z wyglądu raczej normalna. Reszta to już sprawa sporna. Bo po pierwsze o gustach się nie dyskutuje, a poza tym nie to ładne co ładne tylko to co się komu podoba. Jak się nie trudno domyślić Baba to ja, w własnej jakże skromnej aczkolwiek zajebistej osobie.  Pewnego dnia, będąc pod wpływem nie czegoś mocniejszego, a chwili Baba, czyli ja, podjęła męską decyzję i ni z gruszki ni z pietruszki wypaliła;
- Te, a chodź sprzedamy dom?
Książę małżonek nie wyraził oporu. Entuzjazmu zresztą też nie wykazał. Sporządził natomiast stosowne ogłoszenie, które zamieścił na portalach internetowych zajmujących się zbyciem. I nabyciem. Tyle, że my byliśmy bardziej zainteresowani tą pierwszą formą działalności.
Tym to sposobem za niecałe dwa miesiące przestaliśmy być właścicielami posiadłości ziemskiej z domem jednorodzinnym parterowym z użytkowym poddaszem. Tym samym pozbyliśmy się ciężaru w postaci kredytu hipotecznego, który to w chwili jakiegoś zaćmienia umysłowego zaciągnęliśmy we frankach szwajcarskich. Bynajmniej nie z chęci zysku tylko z powodu braku zdolności kredytowej w rodzimej walucie. Kamień  z serca.
     Gdzieś jednak mieszkać trzeba. Przewertowaliśmy całe internety w poszukiwaniu małego białego. Domku rzecz jasna. W rachubę wchodziły najróżniejsze możliwości. Od powrotu w rodzinne strony; moje lub Książątka, po stolicę. Zagranica też była na tapecie. Tyle, że na tę z tropikalnym klimatem nas nie stać a innej nie było sensu brać pod uwagę.
- Może w górach? - z nadzieją zapytało Książątko. Dom nad morzem był moim marzeniem. Uznał widać, że teraz pora spełnić jego... mrzonki.
- Z moim nadciśnieniem?
- No tak- westchnął. I chyba pogodził się z myślą, że góry to tylko w wakacje i na krótko. Żeby moje wątłe zdrowie nie dostało po nerach.
Wobec braku consensusu postanowiliśmy zasięgnąć opinii potomstwa. Ostatecznie możemy, a nawet powinniśmy wziąć ich zdanie pod uwagę. Jako ewentualni spadkobiercy mają coś do powiedzenia w kwestiach majątkowych.
- Macie jakiś pomysł? Gdzie byście chcieli się wyprowadzić?- zapytał Książę Małżonek. Dwie pary niebieskich oczu wpatrywało się w nas jak w kosmitów.
- Wyprowadzić? - zapytali jednocześnie. Nigdy chyba jeszcze nie byli tak zgodni. - A po co?
- Ja pier... niczę ! - Książątko wydało odgłos jakby nie wierzyło w to co słyszy - Chcecie mieszkać na ulicy? Pod mostem? Czy w namiocie? Przypominam, że dom został sprzedany. Sprze-da-ny!
- No przecież wiemy - Potomek wzruszył ramionami - Tylko nie wiem po co się od razu wyprowadzać.
- No właśnie - przytaknęła bratu Pierworodna.
- Myślicie, że pozwolą nam tu mieszkać? - zapytałam nieco kpiąco. Teraz to my patrzyliśmy na nich jak na przybyszy z innej planety. A nawet z innej galaktyki.
- No co? Się tak gapicie - mruknął Potomek - To już tutaj nie ma żadnego domu?
- No własnie - Pierworodna powtórzyła jakby nie znała innych słów.
- No właśnie! - powtórzyliśmy za nią. Ostatecznie to tu jest NASZE miejsce na Ziemi.
Koniec końców do  przeprowadzki oczywiście doszło. Przenieśliśmy meble  prawie że za miedzę.  Ledwie 800 metrów, w linii prostej.
Dom jest mały, biały i bez kredytu. I ma niewiele okien do mycia. Same zalety.
A poza tym, wszędzie dobrze ale we Wsi Nadmorskiej najlepiej. Oraz zdecydowanie najpiękniej.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz