Posty

M jak Matura

Dzisiejszy post sponsoruje literka M jak Matura . W ramach wynagrodzenia otrzymałam solidną porcję śmiechu, którą to skonsumowałam na miejscu w dniu wczorajszym. Na dziś zostały ino okruchy...;) Zgadałam się na gadulcu z kumplem z liceum. Facet wypił troszkę za dużo i mu się oprócz analizatorka, otworzyła szufladka ze wspomnieniami pod tytułem "matura". Trzeba przyznać, że wspomnienia ma gościu poukładane dokładnie. Każde skatalogowane i podpisane jak w najlepszym archiwum państwowym. IPN to przy nim tyci Pan Pikuś. Nawet pomroczność jasna, wywołana czystą wyborową nie była w stanie zrobić bałaganu w tych szufladkach. - A pamiętasz jak...- zapytał. Oczywiście, że pamiętam. Czego jak czego, ale pamięci to mi zazdrościli wszyscy! Powspominaliśmy sobie jak to razem egzamin maturalny zadawaliśmy. Pisemny... Tematy jak wiadomo trzy. Do wyboru. Szanowny kolega, Artur mu było, siedzi za mną. Twarzą w plecy. - Ty - szepnął teatralnie i na wszelki wypadek sprzedał mi kuksańca w ...

Jedenaste, nie używaj wyrazów!

No i skończyło się.  Sponsorowanie... teraz muszę za darmochę pisać To za karę napiszę o Makumbie. Mój prywatny Makumba miał na imię Aszraf. Po Aszrafie następowało jeszcze kilka imion, których nawet nie starałam się zapamiętać. Litania kończyła się standardowo czyli Mahometem. Makumba przyturlał się jakoś tak zupełnie przypadkowo, na trzecim roku studiów i pałętał się pewnie z rok. Łaził za mną z rozmówkami polsko arabskimi i kazał czytać. To co po polsku mogłam przeczytać, a znaczki niech sobie sam rozszyfrowuje. Nie dość, że jakimiś hieroglifami to jeszcze od d...y strony się trzeba było do tego zabierać. Aszraf kilku imion Mahomet, nie przyjmował do wiadomości odmowy. Pewnie dlatego, że był bardzo pewny siebie, oraz swojego osobistego uroku. Ponadto nie do końca rozumiał co do niego mówię. Robienie go w łosła było więc dziecinnie łatwe. ... Zapragnął kiedyś, Makumba nauczyć się podwórkowego polskiego. Trochę już umiał, ale chciał więcej. No ambitny był, po prostu. No to ...

Cudne...

... niedzielne  popołudnie. Sobie leżę, nic nie muszę. Jedyne co to książkę przeczytać, ale to też  tak bardziej z wewnętrznej chęci niż jakiegokolwiek przymusu. Jako rekonwalescentka mam prawo leżeć i machać nóżką. Skwapliwie więc z tego  korzystam. Z letargu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Otwieram. Na progu stoi sąsiad. - Bawili się razem. Ale no,... przewrócił się. - Kto? - No jak kto. Twój młody. - To nie mój. - Nie? A czyj niby? - Nie wiem. Mój był rasy białej. Zdecydowanie. I miał niebieską bluzę. Sąsiad nie był przekonany do wytaczanych przeze mnie argumentów. No to kontynuowałam ; - Ten - tu wskazałam na przyprowadzone dziecko - jest maści bliżej nieokreślonej. No i kurtkę ma w kolorze brudnej ścierki. Z całą stanowczością twierdzę, że to nie mój. Ty go lepiej odprowadź do właścicieli prawowitych. Mina sąsiada pt. "Zwariowała baba" nie wróżyła niczego dobrego. Popatrzył jeszcze i poleciał. Podrzutka zostawił. Mam dobre serce z natury i zastanawiałam się...

Padłam...

... Nie na pysk, i nie na zbitą twarz, tylko na plecy padłam. Złożona chorobą wirusową, wszech obecnie panującą. Takie padanie nie ma w sobie niestety nic z czynów chwalebnych i bohaterskich. Ani romantycznych. Bohatersko to może by i było gdybym się snuła do pracy, gotowała i sprzątała, prała i prasowała. A potem by było chwalebnie… zmarła na posterunku. Jako matka Polka . A romantycznie też by mogło być gdyby jakiś On, bliżej nie znany i nie określony, przychodził codziennie z kwiatami i mnie w tej chorobie pielęgnował. Leżenie w łóżku czynem bohaterskim jednak nie jest, tym bardziej, że zadzwoniłam do sąsiadki i zawezwałam ją w trybie natychmiastowym. Musiałam brzmieć bardzo dramatycznie, gdyż zjawiła się naprawdę w tempie ekspresowym...

ZoRRo

Post sponsoruje tri miętówek , oraz literka "Z" jak ZORRO Ponieważ nie jestem pewna kim tak naprawdę, jest tajemniczy Z z kropeczką, przyjmuję, za Niką, że to Zorro, choć jest to nader swobodna interpretacja....;))) Ja bym miała taką jedną sprawę panie Zorro (bo jak rozumiem działa pan w ramach założonych przez protoplastę gatunku, schematów czyli broni uciśnionych, biednym daje to co zabierze bogatym i ogólnie jest spoko facet). No to ja bym chciała, żeby mi pan priorytetem najlepiej, albo przez kuriera jakiegoś dostarczył małą złotą rybkę. Może być używana, byle by sprawna jeszcze. Jak widać mam bardzo niewygórowane żądania względem pana Zorra. Wszystko po to, żeby się pan tymi bardziej potrzebującymi mógł zająć.  Ja sobie resztę ze Złota załatwię. Obiecuje jej zbytnio nie wyeksploatować. Ot standardowo, trzy małe życzonka i oddaję w stanie nienaruszonym kolejnemu potrzebującemu. Lub potrzebującej. A zadania dla Złotej mam takie:  1. Sobie bym życzyła zdrowego rozsą...

i...jak tłumaczka

Dzisiejszy post sponsoruje literka "I" jak Tłumacz(ka) (faktura na miętówki, poszła mailem) W temacie języki tak zwane obce mam tak samo jak Mistrz Jeremi Przybora " Osobiście nie znam, ale dużo dobrego słyszałam" ;) Dawno dawno temu, kiedy byłam piękna, młoda i niecałowana, zarabiałam na życie i studia zbierając szparagi. Kto nigdy tego nie robił nie ma bladego pojęcia jaki to ciężki kawałek bułki z szynką. W owych dawnych czasach szparagi w Polsce to tylko na Dynastii można było pooglądać sobie. No a ja jadłam to to nawet. Fuj... jak sobie przypomnę;) Nie to żeby nie były dobre, ale śniadanie, obiad i kolacja ... No nie ważne... Szparagów nie było, bo i nie rosły u nas (chyba że na dziko). W celach zarobkowo-smako-poznawczych należało się więc udać za granicę. Bo bauera. Jakieś wolne popołudnie. Spacerujemy sobie i zwiedzamy okolice. Nie bardzo było co zwiedzać, ale fotki można strzelać. Najlepiej przy  obcojęzycznych napisach. Żeby nie było wątpliw...

"A" jak Okularnica

Dzisiejszy post sponsoruje literka "A" jak Okularnica. Okularnico - to dla Ciebie . Oraz Twojej czapki z daszkiem;))) Pierwszy był Nadworny Informatyk. Wpadł był, jak zwykle. Jak zwykle czyli: Z głośnym hukiem otwierają się drzwi. Po czym następuje, jeszcze głośniejsze PIERDUT, oznaczające, że właśnie raczył owe drzwi zamknąć. Jestem na zapleczu ale i tak wiem kto i po co... - Przyszedłem na... - Wiem, kawa ci się skończyła, cukier wyszedł, a śmietanka skwaśniała. I bliżej ci było do mnie niż do spożywczego na rogu. Dzień dobry. - Cześć...ooooo... (ooooo w tym wypadku oznacza konsternację i coś w rodzaju zakłopotania czego niestety jako osoba niezbyt biegła w sztuce pisanie nie potrafię wyrazić inaczej). - Co? - Już wiem! No tak! Masz imieniny? - Miałam. 2 tygodnie temu. Zeżarłeś mi pół szarlotki. - A, no tak...- tu Nadworny się zamyślił - Urodziny!!! Zgadłem? - Nie! - zaczęłam warczeć. Chyba dotarło do niego, że przegiął. Potem przyleciał konserwator. - D...