Załamka
Są takie dni, które chce się wymazać z pamięci. Albo mieć moc poganiania czasu. Niechby się już wreszcie skończyły...
Wiem, bo chodziłam na fizykę; najlepszym przewodnikiem ciepła są….kaloryfery.
A te właśnie odmówiły posłuszeństwa. Nie dziś, tylko w sobotę. W późnych godzinach popołudniowych, żeby nie powiedzieć wieczornych. Żaden szanujący się hydraulik o takiej godzinie nie pracuje. No może gdzieś w spółdzielni mieszkaniowej „Pszczółka”. Mnie w każdym razie nie udało się dodzwonić do żadnego z nich…
Ale od czego ogrzewanie alternatywne?
Mam takie, więc w te pędy gonię i usiłuję. Usiłuję, ponieważ harcerka ze mnie marna. Nie umiem rozpalić w kominku ani od jednej, ani od 100 zapałek. Mogę śmiało domniemywać że od miliona tych małych, wrednych patyczków też by powstała co najwyżej chmura dymu. Dokładnie takiego jak wtedy. Śmierdzącego i wgryzającego się w oczy. A była go pełna chałupa. Zamiast cieplej robiło się coraz zimniej. Resztki dodatniej temperatury ulatywały wszelkimi otworami okiennymi. Z dwojga złego: zaczadzieć czy się przeziębić, wybrałam wiadomo co. Sprawność w dziedzinie „wzniecanie ognia” – ponownie niezaliczona.
Niedziela… wczesne godziny poranne. Zła passa trwa w najlepsze...
Na tylnej szybie wyścigowego autka umieściłam tabliczkę "Uwaga Baba". I jadę . To znaczy usiłuję. Prawe przednie. Flak. A wczoraj wszystko było cacy. No rozumiem na podwórku. Ale żeby w garażu? Szczyt wszystkiego! To jest jakiś sabotaż! Nawet mam podejrzenia czyj. Zapewne to własnołapnie zaobrączkowany, przebywający aktualnie w odległości… znacznej (jak zwykle w sytuacjach kryzysowych), sabotuje moje wyjazdy na zakupy. Nic dziwnego. On zarabia, ja wydaję…
Sąsiada oczywiście nie ma. Pojechał sobie.
- Jakieś piętnaście minut temu - poinformowała mnie małoletnia córka.
Drań! Nie mógł poczekać? Ci mężczyźni. Wykazują się absolutnym brakiem przewidywania.
W odwodzie jest jeszcze sąsiad numer 2. Na szczęście obecny. Niestety, Sąsiad oznaczony numerem 2 ma jedną zasadniczą wadę. Jest absolutnym technicznym beztalenciem. Cały czas musiałam go instruować co należy następnie.
W rezultacie, moim mózgiem i jego rękoma, koło zostało wymienione.
Nareszcie jadę. Niestety…. Znowu samochód, odmówił posłuszeństwa.
Z głodu. Ja też nie jadałam śniadania, a jakoś nie ustałam w drodze. Stanęłam w miejscowości „Szczere Pole” i czekałam Aż ktoś się zatrzyma. I wspomoże litrem, a najlepiej dwoma.
Ktoś, trafił się w miarę szybko. Się ulitował zanim czynności życiowe nie ustały. W ramach przeprosin poklepałm autko po baku i pojechałam.
Świat byłby zbyt piękny, a życie zbyt urocze gdyby na tym się skończyło...
Niestety, nadeszło nieszczęście w babskim rozumieniu najbardziej bolesne.
Będąc już u celu podróży, czyli w handlowo-zakupowym raju, wypatrzyłam byłam piękny szal.
W kolorze turkusowym. Wprost idealny dla mojej mamy. Mikołaj byłby ze mnie dumny, gdyby udało mi sie w jego imieniu go nabyć... I kiedy już miałam położyć na nim łapę i wrzasnąć
- Mój ci on jest!
Taka jedno babsko sprzątnęło mi go sprzed nosa. Wzięła na miejscu, bez pakowania nawet…
Wielokrotnie wypróbowanym na żywych modelach gestem wskazałam na wiszącą obok krwistą szmatkę i tłumaczyłam babie jak komu dobremu:
- Proszę spojrzeć jaka piękna czerwień. I do oczu by pani pasowała…
No dobra! wiem, że przegięłam. Ale czy jak na jedną, wcale nie największą Zołzę to nie za dużo tych nieszczęść?
I teraz nie wiem; załamać się już teraz, czy jeszcze trochę poczekać?
Źródło zdjęcia
Wiem, bo chodziłam na fizykę; najlepszym przewodnikiem ciepła są….kaloryfery.
A te właśnie odmówiły posłuszeństwa. Nie dziś, tylko w sobotę. W późnych godzinach popołudniowych, żeby nie powiedzieć wieczornych. Żaden szanujący się hydraulik o takiej godzinie nie pracuje. No może gdzieś w spółdzielni mieszkaniowej „Pszczółka”. Mnie w każdym razie nie udało się dodzwonić do żadnego z nich…
Ale od czego ogrzewanie alternatywne?
Mam takie, więc w te pędy gonię i usiłuję. Usiłuję, ponieważ harcerka ze mnie marna. Nie umiem rozpalić w kominku ani od jednej, ani od 100 zapałek. Mogę śmiało domniemywać że od miliona tych małych, wrednych patyczków też by powstała co najwyżej chmura dymu. Dokładnie takiego jak wtedy. Śmierdzącego i wgryzającego się w oczy. A była go pełna chałupa. Zamiast cieplej robiło się coraz zimniej. Resztki dodatniej temperatury ulatywały wszelkimi otworami okiennymi. Z dwojga złego: zaczadzieć czy się przeziębić, wybrałam wiadomo co. Sprawność w dziedzinie „wzniecanie ognia” – ponownie niezaliczona.
Niedziela… wczesne godziny poranne. Zła passa trwa w najlepsze...
Na tylnej szybie wyścigowego autka umieściłam tabliczkę "Uwaga Baba". I jadę . To znaczy usiłuję. Prawe przednie. Flak. A wczoraj wszystko było cacy. No rozumiem na podwórku. Ale żeby w garażu? Szczyt wszystkiego! To jest jakiś sabotaż! Nawet mam podejrzenia czyj. Zapewne to własnołapnie zaobrączkowany, przebywający aktualnie w odległości… znacznej (jak zwykle w sytuacjach kryzysowych), sabotuje moje wyjazdy na zakupy. Nic dziwnego. On zarabia, ja wydaję…
Sąsiada oczywiście nie ma. Pojechał sobie.
- Jakieś piętnaście minut temu - poinformowała mnie małoletnia córka.
Drań! Nie mógł poczekać? Ci mężczyźni. Wykazują się absolutnym brakiem przewidywania.
W odwodzie jest jeszcze sąsiad numer 2. Na szczęście obecny. Niestety, Sąsiad oznaczony numerem 2 ma jedną zasadniczą wadę. Jest absolutnym technicznym beztalenciem. Cały czas musiałam go instruować co należy następnie.
W rezultacie, moim mózgiem i jego rękoma, koło zostało wymienione.
Nareszcie jadę. Niestety…. Znowu samochód, odmówił posłuszeństwa.
Z głodu. Ja też nie jadałam śniadania, a jakoś nie ustałam w drodze. Stanęłam w miejscowości „Szczere Pole” i czekałam Aż ktoś się zatrzyma. I wspomoże litrem, a najlepiej dwoma.
Ktoś, trafił się w miarę szybko. Się ulitował zanim czynności życiowe nie ustały. W ramach przeprosin poklepałm autko po baku i pojechałam.
Świat byłby zbyt piękny, a życie zbyt urocze gdyby na tym się skończyło...
Niestety, nadeszło nieszczęście w babskim rozumieniu najbardziej bolesne.
Będąc już u celu podróży, czyli w handlowo-zakupowym raju, wypatrzyłam byłam piękny szal.
W kolorze turkusowym. Wprost idealny dla mojej mamy. Mikołaj byłby ze mnie dumny, gdyby udało mi sie w jego imieniu go nabyć... I kiedy już miałam położyć na nim łapę i wrzasnąć
- Mój ci on jest!
Taka jedno babsko sprzątnęło mi go sprzed nosa. Wzięła na miejscu, bez pakowania nawet…
Wielokrotnie wypróbowanym na żywych modelach gestem wskazałam na wiszącą obok krwistą szmatkę i tłumaczyłam babie jak komu dobremu:
- Proszę spojrzeć jaka piękna czerwień. I do oczu by pani pasowała…
No dobra! wiem, że przegięłam. Ale czy jak na jedną, wcale nie największą Zołzę to nie za dużo tych nieszczęść?
I teraz nie wiem; załamać się już teraz, czy jeszcze trochę poczekać?
Źródło zdjęcia
Po prostu spotkałaś faceta, który nazywa się Prawa Murphy'ego :)
OdpowiedzUsuńNivejko, poczekaj trochę aż Ci przejdzie ...:) na pewno dla mamy kupisz coś jeszcze bardziej wspanialszego:)
OdpowiedzUsuńniestety nieszczęścia chodzą (wieloma) parami! Gdybyś mieszkała nieco niżej mapy, w pobliżu mnie, w kominku na pewno bym Ci napaliła, o ile ktoś przyniósłby drewna;) A w aucie, przyznam, koła nie zmieniałam nigdy i zmieniać sama nie będę.
OdpowiedzUsuńNiebawem to stadko nieszczęść przeniesie się z Twojego podwórka na inne, tylko przeczekaj i NIE DAJ SIĘ!!!!! Uściski!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie poczekać. Serie są i nagle znikają ;)
OdpowiedzUsuńAle jest coś pięknego w takim zakręconym dniu. Ta ulga kiedy ten dzień się kończy ;). I to np. w towarzystwie lampki wina ;).
OdpowiedzUsuńa z a kilka dni bedzie z tego kupa smiechu !!!!! ;)
OdpowiedzUsuńVoluś...
OdpowiedzUsuńJak go spotkasz przypadkiem to kopnij go ode mnie w tyłek. Oddam ci przy okazji;D
Diuk...
OdpowiedzUsuńJuż mi przeszło. I nawet już kupiłam:D
Iva...
OdpowiedzUsuńJa tez nie zmieniałam. Ale teorię znam :D
Bestyjeczka...
OdpowiedzUsuńJedyne co mnie się trzyma na dłużej to żarty. Nieszczęścia przeganiam na cztery wiatry:D
Nivejko:) mogłybysmy wydać wspólnie tomik opowiadań pt 'Baba zimą czyli nieszczęścia się wożą samochodami":))) Aż chciałoby się rzucic "Tak, tak...znam ten zimowy ból". A śnieg pada dalej...
OdpowiedzUsuńButterfly...
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom nie tak łatwo mnie załamać:)
Wiedźma...
OdpowiedzUsuńOczywiście. Nawet jeśli to jest niedziela;)
Mieszkaniec...
OdpowiedzUsuńJuż jest:D
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńAlbo "Baba z wozu czyli oddech ulgi kierowców okolicznych";D
O jeju! Sie usmialam. No faktycznie dzien niepowodzen:))) Ale z tym pustym bakiem to....hm....no moj malzon by powiedzial ( bo ja tez nie zwracam uwagi, czy zatankowane, po prostu jade): "faktycznie BABA":))))))
OdpowiedzUsuńNo to Ci współczuję!Uśmiałam się serdecznie, bo fajnie to opisałaś,ale kiedy już skończyłam hihy to zrobiło mi się Ciebie serdecznie żal.
OdpowiedzUsuńPoczekaj.Po mojemu gorzej już być nie może.
Ania...
OdpowiedzUsuńKto by sobie zawracał głowę takim drobiazgami jak pusty bak;D
Tkaitka...
OdpowiedzUsuńPewnie, że poczekam. Załamywanie się nie jest w moim stylu;D
Cała TY!!! Ale się uśmiałam...
OdpowiedzUsuńNo cóż... czasem już tak jest, że się coś tam wysoko na górze nudzi i bawi się naszym kosztem... Tym razem padło na Ciebie... :)))
Absolutnie żadnych załamań !!!!!
OdpowiedzUsuńA swoją drogą - o czym byś pisała, gdyby nie było takich przygód? Może sama przyciągasz do siebie takie historie?
OdpowiedzUsuńOj to rzeczywiście życie Ci dowaliło.
OdpowiedzUsuńWiesz, takie fatalne awarie zawsze się zdarzają w weekendy!
Mam nadzieję, że Cie się już skończyła czarna seria, tfu, tfu, tfu!!!
no tak idealny i jedyny prezent sprzątnięty a teraz kłopotów ciąg dalszy bo trzeba wymyślić inny prezent.........
OdpowiedzUsuńłomatko...
OdpowiedzUsuńale dasz radę, silna Baba jesteś:))))))
nie łam się!
Cała Ja...
OdpowiedzUsuńTen ktoś na górze wie co robi. Po wkurzam się i pośmieję;D
Fire.woman...
OdpowiedzUsuńTaaaaaaaaaaa jest!:D
Tkaitka...
OdpowiedzUsuńKoncepcja warta przemyślna. Mam nadzieję, że dotyczy to tylko zdarzeń drobnych i w gruncie rzeczy nie szkodliwych. I że inne zdarzenia uda mi się opisać na podstawie zeznań świadków;D
Iw...
OdpowiedzUsuńBo kaloryfery są jak dzieci. Psują się w najmniej odpowiedzialnym momencie. A dzieci chorują jakby się na zwykle w piątek w nocy, zupełnie jakby się na kalendarzu nie znały:D
szpilka/perlla ...
OdpowiedzUsuńDamy, to znaczy daliśmy radę :D
Mijka...
OdpowiedzUsuńPewnie ze silna. I niezłomna! Oraz wierna zasadzie niełamania się :D
Hahahahahahahaha do oczu ? Nosz zołza jesteś :):):):) Zawsze to jeszcze zostają baterie słoneczne i może jakaś elektrownia wodna :):):) Moja kuzynka nie mogła rozpalić w kominku i zmarnowała cały stos gazet . W pokoju się unosiły czarne spalone drobiny gazet ... Myślałam , że oszaleję z rozpaczy , a potem się okazało , że zapomniała o rozpałce :):):)
OdpowiedzUsuńTaki dzień się zdarza raz... Tylko raz i więcej nie!
OdpowiedzUsuńno,czerwony do oczu,to jest argument...hahaahhaah
OdpowiedzUsuńjak zwykle,usmialam sie do lez...chociaz chyba nie powinnam,to nieladnie z cudzego nieszczescia sie nasmiewac...:)
Niby same pechowości Zołzuniu, ale tak radośnie znów Cię czytam, że aż mi w tych okolicznościach jest wstyd.
OdpowiedzUsuńPowracam z kosmosu i gubię trepy, żeby do Ciebie szybko zawitać :)
Nie przejmuj się tą wstrętną, obrzydliwą, dokuczliwą zimą, przecież to tylko do maja :)
A z tym napisem "Uwaga baba", to niezły pomysł. Opatentowałaś, czy można wykorzystać?? :)
Anaste...
OdpowiedzUsuńProblem w tym, ze ja o niczym nie zapominam, a mimo to zamiast ognia ... siwy dym :D
Zgaga...
OdpowiedzUsuńTak myślisz? No nie wiem....;)
Emocje...
OdpowiedzUsuńOna naprawdę miała czerwone... wokół oczu. Pewnie się nie wyspała biedaczka :D
Mota...
OdpowiedzUsuńSpoko. Gdybym chciała, żeby mi ktoś współczuł, napisałbym to inaczej:D
przeczekać;>
OdpowiedzUsuń