Zimna (3)
Spał. Drzwi od pokoju były lekko uchylone. Tak na wszelki wypadek gdyby znowu dręczyły go jakieś senne mary. Nie zdarzało się to co noc, ale na tyle często, że Zyta zdążyła wyrobić w sobie jakiś bliżej nieokreślony instynkt, który kazał jej obudzić się po pierwszych symptomach. Nie każdy dźwięk burzący nocny spokój wzmagał jej czujność. Wyglądało to trochę tak jakby umysł Zyty przez sen analizował zasłyszane dźwięki i precyzyjnie określał czy są to zwykłe odgłosy sąsiedzkiej kłótni, szczekanie psa, pijacka burda w barze tuż pod blokiem czy wreszcie płacz Marka wywołany sennym koszmarem. Uspokajał się dopiero kiedy go przytuliła. Po kilkunastu minutach kładł się i zasypiał zapominając o wszystkim. Duże, wieczne dziecko.
Zyta skończyła malowanie paznokci. Wyciągnęła ręce przed siebie i podziwiała dzieło. Migdałowe, dość krótko przycięte i ozdobione niebieskim lakierem paznokcie wyglądały groteskowo. Zupełnie do niej nie pasowały. Poza tym był przecież on. Bardzo możliwe, że się przestraszy takiego koloru. Ostatnio miał gorszy okres. Wszystko go drażniło.
- Chyba mi odbiło - mruknęła idąc w stronę łazienki. W małej zamykanej na klucz szafce był zmywacz. Przywykła do tego, że wszystko czym mniej lub bardziej świadomie można sobie zrobić krzywdę musi być trzymane pod kluczem.
Przypadkowe spojrzenie w lustro po raz kolejny wzbudziło tęsknoty za normalnością.
Zyta była dużą dziewczynką, nie wierzyła w bajki i nie miała złudzeń, że można cofnąć czas. Na wypadek gdyby jednak jej racjonalna dusza się myliła i gdyby okazało się, że jednak można zrobić magiczne pstryk i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odwrócić bieg wydarzeń, chciałaby być Alicją. Tą z krainy czarów. Przejść przez lustro i naprawić wszystko co w życiu sknociła. Nawet za cenę tego, że nie mogłaby zobaczyć co tak naprawdę uratowała.
Sędzia miał surowy wyraz twarzy. Siedział na podwyższeniu. Toga dodawała mu powagi. Cały czas starał się nie pokazywać emocji. Obserwował, słuchał, zadawał pytania. Robił wrażenie maszyny, która po skrupulatnym zważeniu wszystkich za i przeciw wydawała jedynie słuszny i sprawiedliwy wyrok.
- Wyrok Sądu rejonowego w sprawie przeciwko Zycie Wąsowicz, urodzonej 16 października 1968 roku w Opolu ... - czytał monotonnym, nieco mechanicznym głosem, który mocno wrył się w pamięć siedzącej na ławie oskarżonych młodej kobiety. Nawet dziś, po tylu latach, wspomnienia tego głosu ją uspakaja.
- Po rozpatrzeniu zgromadzonych materiałów dowodowych i na podstawie zeznań świadków, stwierdza że oskarżona działała w ramach obrony koniecznej...
Uważny obserwator mógł zauważyć że odczytanie takiego wyroku sprawiło sędziemu wyraźną przyjemność.
Również obrońca z urzędu zacierał z zadowoleniem ręce.
- Wygraliśmy! Pani Zyto , wygraliśmy! - triumfował - Nie cieszy się pani?
- Cieszę - Zyta uśmiechnęła się nieznacznie - Tylko mam wątpliwości czy powinnam.
- Chce pani powiedzieć że ... - mecenas ściszył głos i czujnie rozejrzał się czy nikt nie podsłuchuje ich rozmowy. Wyrok jeszcze się nie uprawomocnił.
- Proszę się uspokoić, panie mecenasie - spokojny głos Zyty - Ja tylko myślę, co by było gdyby.
Adwokat przenikliwie patrzył na swoją klientkę. Zupełnie jakby rozważał czy aby na pewno jest niewinna. To oczywiście nie była jego sprawa. On zrobił swoje, najlepiej jak umiał, a kwestie ewentualnej winy pozostawiał sumieniu Zyty.
- A co z nim? - Zyta wskazała głową na teczkę opisaną czarnym markerem jako "Marek, syn ofiary"
- No właśnie. W tej sprawie będziemy musieli złożyć kolejny wniosek do sądu, tym razem rodzinnego. Proponuję umieścić go w ośrodku opiekuńczym.Wybrałem trzy. Mają zdecydowanie najlepszą opiekę medyczną Adresy są...
- Nie - Zyta powiedział to cicho ale tak dobitnie, że prawnik nie miał wątpliwości, że jej decyzja jest ostateczna - Marek zostaje ze mną.
- Tak, ale ... - adwokat jeszcze próbował wyperswadować klientce pomysł samoumartwienia. Nie musiała tego robić. Marek nawet nie był jej rodziną. To zaledwie pasierb. Syn tego zwyrodnialca.
- Mecenasie! - Zyta podniosła się z miejsca dając tym samym do zrozumienia, że rozmowę uważa za skończoną - Już postanowiłam. Jestem mu to winna. Dziękuję za pomoc.
Uścisnąwszy na pożegnanie twardą dłoń swojego obrońcy, Zyta odeszła nie oglądając się za siebie.
To było dwanaście lat temu. Szmat czasu. Wypełnionego nieustannym strachem. Oboje byli dla siebie wszystkim. Zyta, jeśli czasami nawet miała wszystkiego dość, to w głębi swojego jestestwa wiedziała, że Marek jest jej potrzebny do życia tak samo jak ona jemu. Mechanizm zachodzący między nimi polegający na dawaniu i braniu uzależnił ich od siebie skutecznie.
W piątek pojadą na tygodniowy turnus rehabilitacyjny do Rabki. Będzie spora grupa znajomych. Od lat spotykają się na takich wyjazdach, żalą się, wymieniają doświadczenia, pocieszają.
Jeszce raz spojrzała na kolorowe ulotki, które znalazła w skrzynce pocztowej. Złota plaża, palmy, kolorowe drinki i bajecznie niebieska woda i beztrosko uśmiechnięci opaleni turyści.
- Fotomontaż - szepnęła przekonując sama siebie, że nie warto. Kolorowe papiery ukryła na dnie szuflady. Tam gdzie leżały inne marzenia; wycinki z gazet o filmach które chciała zobaczyć, katalogi mody, ulotki reklamowe ze sklepów z bielizną.
Marzenia są dla tych którzy nie mają zobowiązań. Co z tego że zamiast do Rabki wolałaby do Egiptu albo w inne ciepłe miejsce. Obowiązek przede wszystkim. Jest to winna Markowi. Pewnie gdyby się nie szamotała, nie broniła, nie próbowała wyrwać Janowi tego przeklętego noża dziś oboje by już nic nie musieli.
Autor zięcia: A.S.
Zyta skończyła malowanie paznokci. Wyciągnęła ręce przed siebie i podziwiała dzieło. Migdałowe, dość krótko przycięte i ozdobione niebieskim lakierem paznokcie wyglądały groteskowo. Zupełnie do niej nie pasowały. Poza tym był przecież on. Bardzo możliwe, że się przestraszy takiego koloru. Ostatnio miał gorszy okres. Wszystko go drażniło.
- Chyba mi odbiło - mruknęła idąc w stronę łazienki. W małej zamykanej na klucz szafce był zmywacz. Przywykła do tego, że wszystko czym mniej lub bardziej świadomie można sobie zrobić krzywdę musi być trzymane pod kluczem.
Przypadkowe spojrzenie w lustro po raz kolejny wzbudziło tęsknoty za normalnością.
Zyta była dużą dziewczynką, nie wierzyła w bajki i nie miała złudzeń, że można cofnąć czas. Na wypadek gdyby jednak jej racjonalna dusza się myliła i gdyby okazało się, że jednak można zrobić magiczne pstryk i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odwrócić bieg wydarzeń, chciałaby być Alicją. Tą z krainy czarów. Przejść przez lustro i naprawić wszystko co w życiu sknociła. Nawet za cenę tego, że nie mogłaby zobaczyć co tak naprawdę uratowała.
Sędzia miał surowy wyraz twarzy. Siedział na podwyższeniu. Toga dodawała mu powagi. Cały czas starał się nie pokazywać emocji. Obserwował, słuchał, zadawał pytania. Robił wrażenie maszyny, która po skrupulatnym zważeniu wszystkich za i przeciw wydawała jedynie słuszny i sprawiedliwy wyrok.
- Wyrok Sądu rejonowego w sprawie przeciwko Zycie Wąsowicz, urodzonej 16 października 1968 roku w Opolu ... - czytał monotonnym, nieco mechanicznym głosem, który mocno wrył się w pamięć siedzącej na ławie oskarżonych młodej kobiety. Nawet dziś, po tylu latach, wspomnienia tego głosu ją uspakaja.
- Po rozpatrzeniu zgromadzonych materiałów dowodowych i na podstawie zeznań świadków, stwierdza że oskarżona działała w ramach obrony koniecznej...
Uważny obserwator mógł zauważyć że odczytanie takiego wyroku sprawiło sędziemu wyraźną przyjemność.
Również obrońca z urzędu zacierał z zadowoleniem ręce.
- Wygraliśmy! Pani Zyto , wygraliśmy! - triumfował - Nie cieszy się pani?
- Cieszę - Zyta uśmiechnęła się nieznacznie - Tylko mam wątpliwości czy powinnam.
- Chce pani powiedzieć że ... - mecenas ściszył głos i czujnie rozejrzał się czy nikt nie podsłuchuje ich rozmowy. Wyrok jeszcze się nie uprawomocnił.
- Proszę się uspokoić, panie mecenasie - spokojny głos Zyty - Ja tylko myślę, co by było gdyby.
Adwokat przenikliwie patrzył na swoją klientkę. Zupełnie jakby rozważał czy aby na pewno jest niewinna. To oczywiście nie była jego sprawa. On zrobił swoje, najlepiej jak umiał, a kwestie ewentualnej winy pozostawiał sumieniu Zyty.
- A co z nim? - Zyta wskazała głową na teczkę opisaną czarnym markerem jako "Marek, syn ofiary"
- No właśnie. W tej sprawie będziemy musieli złożyć kolejny wniosek do sądu, tym razem rodzinnego. Proponuję umieścić go w ośrodku opiekuńczym.Wybrałem trzy. Mają zdecydowanie najlepszą opiekę medyczną Adresy są...
- Nie - Zyta powiedział to cicho ale tak dobitnie, że prawnik nie miał wątpliwości, że jej decyzja jest ostateczna - Marek zostaje ze mną.
- Tak, ale ... - adwokat jeszcze próbował wyperswadować klientce pomysł samoumartwienia. Nie musiała tego robić. Marek nawet nie był jej rodziną. To zaledwie pasierb. Syn tego zwyrodnialca.
- Mecenasie! - Zyta podniosła się z miejsca dając tym samym do zrozumienia, że rozmowę uważa za skończoną - Już postanowiłam. Jestem mu to winna. Dziękuję za pomoc.
Uścisnąwszy na pożegnanie twardą dłoń swojego obrońcy, Zyta odeszła nie oglądając się za siebie.
To było dwanaście lat temu. Szmat czasu. Wypełnionego nieustannym strachem. Oboje byli dla siebie wszystkim. Zyta, jeśli czasami nawet miała wszystkiego dość, to w głębi swojego jestestwa wiedziała, że Marek jest jej potrzebny do życia tak samo jak ona jemu. Mechanizm zachodzący między nimi polegający na dawaniu i braniu uzależnił ich od siebie skutecznie.
W piątek pojadą na tygodniowy turnus rehabilitacyjny do Rabki. Będzie spora grupa znajomych. Od lat spotykają się na takich wyjazdach, żalą się, wymieniają doświadczenia, pocieszają.
Jeszce raz spojrzała na kolorowe ulotki, które znalazła w skrzynce pocztowej. Złota plaża, palmy, kolorowe drinki i bajecznie niebieska woda i beztrosko uśmiechnięci opaleni turyści.
- Fotomontaż - szepnęła przekonując sama siebie, że nie warto. Kolorowe papiery ukryła na dnie szuflady. Tam gdzie leżały inne marzenia; wycinki z gazet o filmach które chciała zobaczyć, katalogi mody, ulotki reklamowe ze sklepów z bielizną.
Marzenia są dla tych którzy nie mają zobowiązań. Co z tego że zamiast do Rabki wolałaby do Egiptu albo w inne ciepłe miejsce. Obowiązek przede wszystkim. Jest to winna Markowi. Pewnie gdyby się nie szamotała, nie broniła, nie próbowała wyrwać Janowi tego przeklętego noża dziś oboje by już nic nie musieli.
Autor zięcia: A.S.
Iluż z nas chowa swe marzenia w szufladach wiodąc szare życie w imię szczęścia bliźniego. Czy to złe? Jeżeli dokonujemy takiego wyboru, to nie. Jeżeli bliźni wymuszają to na nas, to już inna para kaloszy.
OdpowiedzUsuńVoluś...
OdpowiedzUsuńPewnie. Tylko, że czasami on nie wymagają. sami się decydujemy na umartwianie:)
Poczucie winy czy odruch człowieczeństwa? Świetnie zilustrowane dylematy. Nivejko, jesteś w świetnej formie. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńnajgorszym przewodnikiem jest poczucie winy
OdpowiedzUsuńJolu...
OdpowiedzUsuńI jedno i drugie. W grunie rzeczy wszyscy kesteśmy egoistami:)
PeeS. Dzięki:)
OLQA...
OdpowiedzUsuńOwszem, potrafi nieźle namieszać w życiorysie:)
Takie bywają skutki zadawania się z nieodpowiednimi osobami. Potem robi się z tego ciąg wydarzeń najczęściej rujnujących normalne życie. A tak w ogóle to dobre to Twoje opowiadanie. Dobra konstrukcja i czytało się fajnie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
To będzie moje drugie ulubione opowiadanie Twojego autorstwa :) Gratuluję "pióra" i mooocno ściskam :))
OdpowiedzUsuńNie jest łatwo cokolwiek napisać...
OdpowiedzUsuńCzasem realizujemy się poprzez pomoc innym, bez możliwości tego czujemy pustkę, nie potrafimy cieszyć się, brak nam tlenu... Stojąc z boku częso współczujemy takim osobom jak Zyta, podczas gdy one same, wg mnie, współczucia nie oczekują, bo robią to co sprawia, że ich życie ma dla nich sens. Dla innych ma plaża w Egipcie. Z resztą gdyby chciała to by poleciała.
Pozdrawiam i dziękuję za ten tekst.
Nie mialam wczesniej czasu, wiec dzis przeczytalam calosc. I chyba dobrze na tym wyszlam, bo czekajac na kolejny odcinek pewnie obgryzlabym sobie reke do lokcia. Jestes niesamowita, uwielbiam Twoje pisanie. Nivejko rozejrzyj sie na serio za jakims wydawca:)
OdpowiedzUsuńA narazie - dziekuje:))
no i co mam napisać? musze powtórzyć za wszytskimi, doooobre, pisz kobieto, pisz.. i wydaj.. ja juz cezkam na książke;-)
OdpowiedzUsuń!!
OdpowiedzUsuń(Tak wiem, powyższy komentarz merytorycznie nic nie wnosi. Zresztą moje komentarze nigdy nie wnoszą :))
Domyślałam się, że fajnie się to nie skończy. A tu jest gorzej żadnej nadziei.
OdpowiedzUsuńJaka tam ona zimna? Tak mogła postąpić tylko najcieplejsza kobita pod słońcem. Tak myślę. :)
OdpowiedzUsuńMiło się czytało! Pozdrawiam i czekam na kolejne frapujące opowieści. :)
Dopiero dziś przeczytałem, za to wszystko za jednym razem. Gratuluję, dobre opowiadanie.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza podobało mi się, jak dawkujesz czytelnikowi wiedzę o bohaterce: pod koniec pierwszego odcinka z zimnej profesjonalistki zmienia się w "kocicę", w drugim z "kocicy" w pielęgniarkę i opiekunkę, a w trzecim - w kobietę po prostu skrzywdzoną przez los, dręczoną wyrzutami sumienia, pokutującą za winę, która zrodziła się w sytuacji, z której nie było dobrego wyjścia.
Zgadzam się z Akwarelią, że "Zimna" wcale nie była zimna. Założyła tylko taki psychiczny uniform, żeby wytrzymać to wszystko. To jest w sumie opowiadanie o odwadze (decyzja zaopiekowania się Markiem) i jej kosztach, które czasem wymagają jeszcze większej odwagi (realna, wieloletnia, dyskretnie skrywana opieka).
pzdr.
Świetne opowiadanie Nivejko! Mam nadzieję, że jeszcze będzie ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńW sumie gdyby sie postarala to by Markowi na 2 tygodnie zlatwila ta pewna, pracujaca juz od jakiegos czasu u niej pielegniarke i frrrrrru do Egiptu:) Ludzie zyjacy z "takimi trudnymi" osobami potrzebuja oddechu, bo inaczej sami bzikuja, staja sie chorzy jak i ich "poopieczni"..... Zyta musi byc niesamowicie silna. Ogolnie to fajnie to opisalas, ale ciemna to historia:)))
OdpowiedzUsuńAnabell...
OdpowiedzUsuńczasami tak jest, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć co jest za zamkniętymi drzwiami...
Dziękuję :)
Pozytywaka...
OdpowiedzUsuńCiekawość mnie zżera, które jest pierwsze :D
Iva...
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Współczucie niczego nie zmieni. To jest rodzaj zależności...
Stardust...
OdpowiedzUsuńCzasami brak czasu wychodzi nerwom na zdrowie;)
Jazz...
OdpowiedzUsuńI co ja mam odpisać? Nic tylko podziękować ;D
Rotek...
OdpowiedzUsuńMerytorycznie może nie, ale dla mnie bardzo wile znaczy:)
Magenta...
OdpowiedzUsuńNadzieja podobno umiera ostatnia...;)
Przygnębiające. Przeplataj dykteryjkami o Krzysiu, bo popadniemy w depresję! I będziesz nas mieć na sumieniu.
OdpowiedzUsuńAkwarelia...
OdpowiedzUsuńJa cie widza tak cie piszą. A ze w środku inny diabeł drzemie to inna sprawa;)
Romeus...
OdpowiedzUsuńDzięki. O lepszej recenzji nie mogłam marzyć :)
Iw...
OdpowiedzUsuńW tym przypadku cedeenu nie przewiduję;)
NIvejko, powtórzę za Stardust. Rozejrzyj się za wydawcą :)))
OdpowiedzUsuńAnia...
OdpowiedzUsuńChcieć to móc. Widocznie nie ma ochoty...Podobnie jak nie zawsze musi być kawior ta ja nie czasami mam ochotę na czarnowidztwo;)
Zgaga...
OdpowiedzUsuńDokończyłam tylko serię. I więcej nie smęcę :D
Butterfly...
OdpowiedzUsuńTy pierwsza. Przetrzesz szlaki i mnie wkręcisz. Może pozwolą mi poprawiać przecinki ;)))
NIvejko, nie zawstydzaj mnie. Ja wale takie błedy, że aż mi wstyd, Ale jak mnie oszołomi pisanie, to liter nie widzę. Wale w klawiarurę, po prostu. A Ty na niej grasz :)
OdpowiedzUsuńNivejko, pierwsze to "Dworzec" ;D , normalnie widzę "łoczami" wyobraźni, jak mu pluje pod te nóżki ;D
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze napisane, i jedno i drugie. Opowieści o Nadwornym też czytam chętnie, ale Dworzec mnie jakoś ... ujął. Od Dworca zresztą przychodzę tu codziennie, a czasem dwa razy dziennie hehe :))
Pisz, pisz.
I jeszcze raz pisz.
K.
Dziwne jak to się czasem ludzkie losy ze sobą łączą. Opisałaś tą historię wspaniale, rozbudzając z każdym zdaniem ciekawość. Świetny rys kobiety, która walczy o zachowanie chociaż jako takiej normalności.
OdpowiedzUsuńNie czytałam "Zimnej", aż nie skończysz. Lubię całość "połknąć" i przyznam, że smakowało :)))
OdpowiedzUsuńBuziaki :)*
Świetnie napisane. Ale Zyta nie przejdzie u mnie.
OdpowiedzUsuńZyta. A niech cię...
Butterfly...
OdpowiedzUsuńEch, Madame... ty nie widziałaś wersji roboczej mojego postu. Niemal każdy wyraz podkreślony przez edytor :D
Pozytywka...
OdpowiedzUsuńPowiem Dorocie. Ucieszy się, bo to dzięki temu że ona tak dobrze opowiedziała:)
Wiedźma...
OdpowiedzUsuńCzasami mnie dziwi co też ludzie nazywają normalnością...
Dzięki:)
Jagoda...
OdpowiedzUsuńSię cieszę:)
Bareya...
OdpowiedzUsuńCoś nią nie tak? Z Zytą znaczy?;)
dokładnie, gdy mój tata umarł mama popadła w chorobę z autoagresji własnie dlatego, że nie mogła się nim dalej opiekować... Kilka lat z niej wychodziła.
OdpowiedzUsuń