A'dama cz. 1
Jedna, dwie trzy bluzki. W tym dwie w kolorze głębokiej niczym nie zmąconej czerni. Spodnie; dwie pary. Oczywiście czarne. Spódnica; czarna i nieco mniej czarna bo w ciemno szare grochy. DO tego piżama, kapcie, kosmetyczka suszarka, szczotki sztuk dwie, lakiery, pianki, perfumy i bielizna. Wszystko spakowane według wcześniej przygotowanej listy. Sprawdzonej kilka razy punkt po punkcie.
A'dama Miauczyńska zamknęła walizkę. Dokładnie. Na zamek błyskawiczny zwany suwakiem, toteż obyło się bez huku, którego nota bene szczerze nie cierpiała. Wszelkie dźwięki dalekie od przyjemnych dla ucha wywoływały na jej twarzy grymas ni to zniesmaczenia ni bólu egzystencjalnego.
- Gotowa? - Miauczyński wymownie potrząsnął kluczykami od auta.
- Chyba ... - A.dama nigdy nie grzeszyła pewnością siebie.
- W takim razie jedziemy - zarządził i chwycił walizkę - O matko! - jęknął - Co ty tam masz? Jedziesz przecież na jeden dzień. No chyba że ja o czymś nie wiem!
Miauczyński zrzędził zupełnie jakby od lat z góra 20 nie miał przyjemności znać A'damy de domo Przydasiowej.
- Nudzisz - odpowiedziała od niechcenia, zbywając mężowską zaczepkę sprawdzonym słówkiem - kluczem ucinającym wszelkie dyskusje i łaskawie pozwoliła żeby otworzył jej drzwi do auta. Zamknąć tez mu pozwoliła. Oraz przekręcić kluczyk w stacyjce i majestatycznie, z cichym brzęczeniem silnika wytoczyć się z podjazdu.
- Hyyyyyyyyy...zawyła przeciągle i niezwykle przejmująco ledwie czarna perła z silnikiem diesla nabrała prędkości.
Miauczyński zahamował. W trybie nagłym i z piskiem opon. Mimo natychmiastowej reakcji histeryczne dźwięki wydobywające się z ust jego małżonki przeszły do historii dokładnie w chwili kiedy auto wahając się czy skręcić w prawo, w lewo, jechać wstecz czy też śmigać przed siebie stanęło na środku drogi tamując ruch.
- Co się stało?! - zapytał przestraszony do granic psychicznej wytrzymałości.
- Nic - odpowiedziała z lekkością zupełnie nie przystającej do paniki która towarzyszyła jej zaledwie kilka sekund wcześniej - Jest. W sensie, że bilet. Wydawało mi się że zapomniałam go zabrać. Możesz jechać.
Chęć mordu, to właśnie czuł Miauczyński. Ruszył z kopyta. Z takim samym piskiem opon z jakim ledwie kila sekund wcześniej zahamował. Do dworca dojechali w milczeniu. W przestrzeni zamkniętej czarną karoserią słychać było jedynie delikatne wycie silnika i szum włączonej klimatyzacji.
Walizka jest, torebka jest, kurtka też, bilet jest, ja jestem - Miauczyńska po raz kolejny przeprowadziła inwentaryzację i wkroczyła do przedziału pociągu, który właśnie zajechał na peron, świsnął i otworzył przed nią swoje podwoje.
- Od okna. Muszę usiąść od okna - mruczała wtarabaniając się wraz z dobytkiem do przedziału. A'dama miła względem masowych środków lokomocji poważne wymagania; po pierwsze wspomniane już okno. Po drugie koniecznie przodem do kierunku jazdy (tyłem siedzą tylko nieudacznicy). I żeby w przedziale nie było zbyt dużo ludzi, ale też i ze względów bezpieczeństwa nie za mało.
Radość z usadowienia się na miejscu mniej więcej spełniającym jej oczekiwania nie trwała długo. Pociąg strasznie kołysał; telep, telep, telep... A ten konduktor co się mienił kierownikiem pociągu to już w ogóle porażka. Czy on musi tak głośno gwizdać? Odgwizdywać każde telepnięcie telepiącego się od stacji do stacji pociągu. I te stacje, pożal się Boże! Ten beznadziejny pociąg z równie beznadziejnym konduktoro-kierownikiem zatrzymywał się przy każdym płocie! Nic dziwnego, że na pokonanie odległości 100 kilometrów potrzebował aż 2 godzin!
Jakby tego było mało, przy kolejnym płocie szumnie zwanym stacją wsiadł młody , na oko dwudziestoletni człowiek. Absolutnie nie wzbudzający zaufania. Kto to widział żeby w dresach do pociągu się ładować? I na dodatek w pantoflach? Takie zestawienie garderoby mocno kłóciło się z poczuciem estetyki Miuczyńskiej. Cierpienia natury estetycznej były jednak niczym w porównaniu z tym co miało nastąpić za chwilę.
CeDeeN....
Źródło zdjęcia w sieci: http://kuferekloreny.blox.pl/2010/07/Czarna-dama.html
A'dama Miauczyńska zamknęła walizkę. Dokładnie. Na zamek błyskawiczny zwany suwakiem, toteż obyło się bez huku, którego nota bene szczerze nie cierpiała. Wszelkie dźwięki dalekie od przyjemnych dla ucha wywoływały na jej twarzy grymas ni to zniesmaczenia ni bólu egzystencjalnego.
- Gotowa? - Miauczyński wymownie potrząsnął kluczykami od auta.
- Chyba ... - A.dama nigdy nie grzeszyła pewnością siebie.
- W takim razie jedziemy - zarządził i chwycił walizkę - O matko! - jęknął - Co ty tam masz? Jedziesz przecież na jeden dzień. No chyba że ja o czymś nie wiem!
Miauczyński zrzędził zupełnie jakby od lat z góra 20 nie miał przyjemności znać A'damy de domo Przydasiowej.
- Nudzisz - odpowiedziała od niechcenia, zbywając mężowską zaczepkę sprawdzonym słówkiem - kluczem ucinającym wszelkie dyskusje i łaskawie pozwoliła żeby otworzył jej drzwi do auta. Zamknąć tez mu pozwoliła. Oraz przekręcić kluczyk w stacyjce i majestatycznie, z cichym brzęczeniem silnika wytoczyć się z podjazdu.
- Hyyyyyyyyy...zawyła przeciągle i niezwykle przejmująco ledwie czarna perła z silnikiem diesla nabrała prędkości.
Miauczyński zahamował. W trybie nagłym i z piskiem opon. Mimo natychmiastowej reakcji histeryczne dźwięki wydobywające się z ust jego małżonki przeszły do historii dokładnie w chwili kiedy auto wahając się czy skręcić w prawo, w lewo, jechać wstecz czy też śmigać przed siebie stanęło na środku drogi tamując ruch.
- Co się stało?! - zapytał przestraszony do granic psychicznej wytrzymałości.
- Nic - odpowiedziała z lekkością zupełnie nie przystającej do paniki która towarzyszyła jej zaledwie kilka sekund wcześniej - Jest. W sensie, że bilet. Wydawało mi się że zapomniałam go zabrać. Możesz jechać.
Chęć mordu, to właśnie czuł Miauczyński. Ruszył z kopyta. Z takim samym piskiem opon z jakim ledwie kila sekund wcześniej zahamował. Do dworca dojechali w milczeniu. W przestrzeni zamkniętej czarną karoserią słychać było jedynie delikatne wycie silnika i szum włączonej klimatyzacji.
Walizka jest, torebka jest, kurtka też, bilet jest, ja jestem - Miauczyńska po raz kolejny przeprowadziła inwentaryzację i wkroczyła do przedziału pociągu, który właśnie zajechał na peron, świsnął i otworzył przed nią swoje podwoje.
- Od okna. Muszę usiąść od okna - mruczała wtarabaniając się wraz z dobytkiem do przedziału. A'dama miła względem masowych środków lokomocji poważne wymagania; po pierwsze wspomniane już okno. Po drugie koniecznie przodem do kierunku jazdy (tyłem siedzą tylko nieudacznicy). I żeby w przedziale nie było zbyt dużo ludzi, ale też i ze względów bezpieczeństwa nie za mało.
Radość z usadowienia się na miejscu mniej więcej spełniającym jej oczekiwania nie trwała długo. Pociąg strasznie kołysał; telep, telep, telep... A ten konduktor co się mienił kierownikiem pociągu to już w ogóle porażka. Czy on musi tak głośno gwizdać? Odgwizdywać każde telepnięcie telepiącego się od stacji do stacji pociągu. I te stacje, pożal się Boże! Ten beznadziejny pociąg z równie beznadziejnym konduktoro-kierownikiem zatrzymywał się przy każdym płocie! Nic dziwnego, że na pokonanie odległości 100 kilometrów potrzebował aż 2 godzin!
Jakby tego było mało, przy kolejnym płocie szumnie zwanym stacją wsiadł młody , na oko dwudziestoletni człowiek. Absolutnie nie wzbudzający zaufania. Kto to widział żeby w dresach do pociągu się ładować? I na dodatek w pantoflach? Takie zestawienie garderoby mocno kłóciło się z poczuciem estetyki Miuczyńskiej. Cierpienia natury estetycznej były jednak niczym w porównaniu z tym co miało nastąpić za chwilę.
CeDeeN....
Źródło zdjęcia w sieci: http://kuferekloreny.blox.pl/2010/07/Czarna-dama.html
Ech czy ja muszę czytać że cdn, ja chcę jużżżżżżżż!!!!
OdpowiedzUsuńNie. Możesz ten wyraz omijać;)
UsuńBędę wracać :P
OdpowiedzUsuńJa to, Ci powiem, w szoku jestem.Gdyż i albowiem A'damy nie podróżują pociągami!! Gdzieżeś Ty taką a'damę dorwała co nie bacząc na brud oraz wszechobecny jego zapach do pociągu wsiada.Koniec świata.ps. No i oczywiście musiałaś wystąpić z cedeen. Zołza jesteś z imienia i z charakteru.O!
OdpowiedzUsuńNiektóre A'damy podróżują! Będę się przy tym upierać;)
UsuńKrotko, bom leniwa: Zolza;))
OdpowiedzUsuńNo właśnie - Zołza! :D
UsuńOjtam, ojtam;)
UsuńPodpinam się, albowiem ten wyraz ciśnie się na me usta nie po raz pierwszy!:)
UsuńHmmm...jako A'dama wybrałabym samolot. Zresztą już kupiłam bilet, listę mam, walizkę muszę przynieśc z dołu, perłę mam disla ale czerwoną...zaraz, zaraz ale czy A'dama ma torbę kabinówkę? Mus jest mieć!
OdpowiedzUsuńMyślę, że A'dama następnym razem też wybierze samolot;)
Usuńdo Malborka 12 lipca? :)
OdpowiedzUsuńA bo ja wiem? Ale raczej nie bo do 12 lipca to ona już wróci;)
UsuńNie kombinuj:)
Usuńale jesteś!!!!dawaj tu zaraz cedeena!:)
OdpowiedzUsuńZaraz... jutro dam;)
UsuńA'dama Miauczyńska powiadasz?... czyżby się nam szykował "dzień świra" w damskiej wersji? :) i, oczywiście, ten wszechobecny cdn.... miłego wieczoru..
OdpowiedzUsuńNo coś w tym rodzaju. Nie śmiem się jednak z mistrzem mierzyć:)
UsuńA mnie to przypomniało wierszyk, którym katowano nas na ruskim: Dama atdała w bagaż:,....i maleńkuju sabaczonku. Pamiętasz to? Ten sam klimacik. Pozdrówka
OdpowiedzUsuń... diwan, ciemadan, sakwajaż, kartinu, karcinu, kartonku i maleńkuju sabacionku;)
UsuńPrzeczytałem Miauczyński pomyślałem - Nic śmiesznego. Ale zacząłem zagłębiać się tekst i olśniło mnie. Zaraz zaraz jest jeszcze Dzień Świra i Ajlawju.
OdpowiedzUsuńTo dodaje sił i rozbudza nadzieję.
Pozdrawiam
Bo w sumie to nic śmiesznego;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo to pozostało nam na tę chwilę, po której ma nastapić, czekać:)))
OdpowiedzUsuńOto i "nadejszła";)
UsuńJa mam czas, ja poczekam... Ale A'damy a priori nie lubiem!
OdpowiedzUsuńA tam... każdy ma A'damowe chwile w życiorysie;)
UsuńUuuuuuuuuu. Czekam na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńUsz est;)
UsuńPiękne! Ja znam taką Panią, to o niej??? ;-))
OdpowiedzUsuńRaczej nie;)
Usuń:)) Ciekawość mnie zżera:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zdążyłam zanim "zżarła";)
Usuńjutro wyjeżdzam , ciekawe czy spotkam Miałczyńską czy może się nią stanę?Dzidka
OdpowiedzUsuńraczej wątpię. Miauczyńska siedzi teraz na tyłku;)
Usuńpisz, pisz,nie leń się, nie masz u siebie wszak upałów.
OdpowiedzUsuńMam. Co drugi dzień;)
UsuńPotrafisz wywołać napięcie :-) Czekam na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że warto było czekać;)
UsuńZołzik, po książkę to do mnie, a nie do księgarni:)) W sklepach sklepowych nie dostaniesz, na razie. Tylko w internetowych. Napisz na helenarotwand@wp.pl
OdpowiedzUsuńOk. Zaraz napiszę:)
UsuńDALEKO JESZCZE??? :d
OdpowiedzUsuńJuż wróciła;)
Usuńwdech wydech i...poczekam!!!
OdpowiedzUsuńsię na ten Malbork załapiesz jakoś???plizzzz!!!
Kurczę... Może kogoś innego wyślę do tego Malborka;)
UsuńJejuuuu! Właściwie, to już się do Twoich cedeenów przyzwyczaiłam, ale jak widać nie do końca... :))) To pewno przez ten upał...
OdpowiedzUsuńTaaaaaaaa... wszystko można zwalić na upał;)
UsuńTe twoje cdny są wykończające.... ;)
OdpowiedzUsuńAle w sumie do wytrzymania;)
UsuńOK, a czego zapomniałaś? Pakuję się z kartką i punktami zawsze i nie ma siły; czegoś musi brakować.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia ze wsi.
Wracam od nadmiaru obowiązków, więc dopiero tutaj dołączyłam do Miauczyńskiej i już lecę przeczytać c.d. :)
OdpowiedzUsuń