Lubię pisać...
Nigdy nie miałam dobrych stopni w szkole. Nie były najgorsze ale i nie najlepsze. Przyczyna była prosta; nigdy mi specjalnie na tym nie zależało. Na szczęście mama podzielała mój pogląd na te sprawy twierdząc, że nie ocena, a to co ma się w głowie się liczy. Najgorzej było z polskiego. Tylko cud i wewnętrzny miód ratowały mnie przed poprawkami albo zgoła brakiem promocji. Orzeszków w to nie mieszajmy.
Powody były dwa. Po pierwsze wrodzona dysleksja. Niestety w czasach kiedy chodziłam do szkoły coś takiego nie było w modzie. Nikt dysleksji nie diagnozował, a w nomenklaturze pedagogicznej nazywano ją po prostu lenistwem , żeby nie powiedzieć tępotą.
Tępa Zołza nie miała lekkiego życia. Pisowni niektórych wyrazów uczyłam się na pamięć. Pewnie dzięki temu potrafię wiernie odtworzyć dialogi ze sklepu, autobusu czy damskiej toalety (łącznie z intonacją głosu rozmówców).
Taki dajmy na to wyraz "który", prosty mogłoby się wydawać, nauczyłam się pisać bezbłędnie dopiero jak musiałam przepisać calutki zeszyt od religii. Ksiądz (sadysta) każde jedno "które" występujące w przeróżnych konfiguracjach i odmianach, poprawił mi na czerwono i to dość drastycznie. Kreskowane "u" pyszniło się na calutkiej stronie i było niczym niemy wyrzut sumienia raniąc mą dziecięcą duszę romantyczną jak nie przymierzając Ani z Zielonego Wzgórza. Tyle, że ona była płomiennym rudzielcem i miała nienaganna cenzurkę.
Dziś jestem dyslektykiem zdiagnozowanym i mam na to odpowiednie papiery. Tylko, że matura zdana, studia zaliczone, a w komputerze mam edytor. Satysfakcja z badania i jednak jest. Wyobraźcie sobie; Christi, Baczyński, London, Prus, Sienkiewicz, Żeromski, Edison ... a nawet Leonardo da Vinci. I w tym doborowym towarzystwie ja!
Drugą polonistyczną zmorą były wypracowania. Pisanie nigdy nie sprawiało mi szczególnych trudności. Od zawsze było tak, że siadałam i pisałam co mi ślina na długopis przyniosła. I nie ważne, czy na temat czy zmyślanka totalna. Niestety paniom polonistkom nigdy nie przypadam do gustu. Każde wypracowanie zdobiło znienawidzone słowo "styl", poparte kilkoma krwawymi wykrzyknikami. Trudno nie uwierzyć w to, jak kolejni absolwenci wydziału filologii polskiej podzielali zdanie poprzednika i nikt nie dawał nadziei kiedykolwiek będę mogła pisać coś więcej niż listę zakupów.
Na pytanie co to za styl. odpowiadałam niezmiennie;
- Własny, pani profesor. Mój.
Maturę zdałam ślizgiem, względnie jakiś cud bliżej niezbadany się wydarzył. Egzaminy na studia... no tu sprawa jest co najmniej dziwna. Ktoś maczał w tym palce i jeśli miałabym wskazać sprawcę to chyba tylko osobistego Anioła Stróża mojego. Tematy na wstępnym były co najmniej dziwne. Na żaden z nich nie miała do powiedzenia więcej niż to że nic nie wiem i że celem uniknięcia kompromitacji odmawiam dalszych zeznań, ale skoro już tam byłam...
Do dziś nie wiem, czy polską literaturę historyczną i s-f można porównywać, a jednak wtedy porwałam się z sierpem na nieznanych autorów nieistniejących książek.. Historyczną znałam, i to nie tylko z adaptacji filmowych. Fantastycznej natomiast ni w ząb (i tak mi pozostało). Wymyślałam więc autorów, tytuły ich dzieł i nabazgrałam... 6 stron podaniowego.
Moja teoria na ten temat jest taka; albo ktoś kto to sprawdzał też nie miał nic w tym temacie do powiedzenia, albo był niespełna rozumu. Innej opcji brak.
Zgodnie z wolą polonistycznej braci ograniczałam się do punktowania na krateczce braków w spiżarce. Zlecenia na napisanie usprawiedliwienia dziecku szkolnemu scedowałam na Księcia Małżonka.
Skąd więc ten blog? Doprawdy nie rozumiem. Moi poloniści pewnie dostają nerwowej wysypki na samą myśl, że mogłabym się na coś takiego porwać życząc mi jednocześnie pypci na palcach obu rąk.
A ja mam to w nosie bo po prostu lubię pisać...;)
Powody były dwa. Po pierwsze wrodzona dysleksja. Niestety w czasach kiedy chodziłam do szkoły coś takiego nie było w modzie. Nikt dysleksji nie diagnozował, a w nomenklaturze pedagogicznej nazywano ją po prostu lenistwem , żeby nie powiedzieć tępotą.
Tępa Zołza nie miała lekkiego życia. Pisowni niektórych wyrazów uczyłam się na pamięć. Pewnie dzięki temu potrafię wiernie odtworzyć dialogi ze sklepu, autobusu czy damskiej toalety (łącznie z intonacją głosu rozmówców).
Taki dajmy na to wyraz "który", prosty mogłoby się wydawać, nauczyłam się pisać bezbłędnie dopiero jak musiałam przepisać calutki zeszyt od religii. Ksiądz (sadysta) każde jedno "które" występujące w przeróżnych konfiguracjach i odmianach, poprawił mi na czerwono i to dość drastycznie. Kreskowane "u" pyszniło się na calutkiej stronie i było niczym niemy wyrzut sumienia raniąc mą dziecięcą duszę romantyczną jak nie przymierzając Ani z Zielonego Wzgórza. Tyle, że ona była płomiennym rudzielcem i miała nienaganna cenzurkę.
Dziś jestem dyslektykiem zdiagnozowanym i mam na to odpowiednie papiery. Tylko, że matura zdana, studia zaliczone, a w komputerze mam edytor. Satysfakcja z badania i jednak jest. Wyobraźcie sobie; Christi, Baczyński, London, Prus, Sienkiewicz, Żeromski, Edison ... a nawet Leonardo da Vinci. I w tym doborowym towarzystwie ja!
Drugą polonistyczną zmorą były wypracowania. Pisanie nigdy nie sprawiało mi szczególnych trudności. Od zawsze było tak, że siadałam i pisałam co mi ślina na długopis przyniosła. I nie ważne, czy na temat czy zmyślanka totalna. Niestety paniom polonistkom nigdy nie przypadam do gustu. Każde wypracowanie zdobiło znienawidzone słowo "styl", poparte kilkoma krwawymi wykrzyknikami. Trudno nie uwierzyć w to, jak kolejni absolwenci wydziału filologii polskiej podzielali zdanie poprzednika i nikt nie dawał nadziei kiedykolwiek będę mogła pisać coś więcej niż listę zakupów.
Na pytanie co to za styl. odpowiadałam niezmiennie;
- Własny, pani profesor. Mój.
Maturę zdałam ślizgiem, względnie jakiś cud bliżej niezbadany się wydarzył. Egzaminy na studia... no tu sprawa jest co najmniej dziwna. Ktoś maczał w tym palce i jeśli miałabym wskazać sprawcę to chyba tylko osobistego Anioła Stróża mojego. Tematy na wstępnym były co najmniej dziwne. Na żaden z nich nie miała do powiedzenia więcej niż to że nic nie wiem i że celem uniknięcia kompromitacji odmawiam dalszych zeznań, ale skoro już tam byłam...
Do dziś nie wiem, czy polską literaturę historyczną i s-f można porównywać, a jednak wtedy porwałam się z sierpem na nieznanych autorów nieistniejących książek.. Historyczną znałam, i to nie tylko z adaptacji filmowych. Fantastycznej natomiast ni w ząb (i tak mi pozostało). Wymyślałam więc autorów, tytuły ich dzieł i nabazgrałam... 6 stron podaniowego.
Moja teoria na ten temat jest taka; albo ktoś kto to sprawdzał też nie miał nic w tym temacie do powiedzenia, albo był niespełna rozumu. Innej opcji brak.
Zgodnie z wolą polonistycznej braci ograniczałam się do punktowania na krateczce braków w spiżarce. Zlecenia na napisanie usprawiedliwienia dziecku szkolnemu scedowałam na Księcia Małżonka.
Skąd więc ten blog? Doprawdy nie rozumiem. Moi poloniści pewnie dostają nerwowej wysypki na samą myśl, że mogłabym się na coś takiego porwać życząc mi jednocześnie pypci na palcach obu rąk.
A ja mam to w nosie bo po prostu lubię pisać...;)
Ostateczna ocena i tak należy do czytelników. Nawet jeśli to krytyk bierze wierszówkę ;)
OdpowiedzUsuńbardzo, bardzo mi się podoba tu:D
OdpowiedzUsuńMam tę samą przypadłość :)Ale to nie jest ani zaraźliwe, ani groźne dla otoczenia...więc, róbmy swoje:))
OdpowiedzUsuńHa, czyli byłaś zmorą nauczycieli, którzy muszą mieć WYNIKI ;)
OdpowiedzUsuńi dobrze, że lubisz i że pisujesz, bowiem styl masz gładki i dystansu pełen, o co trudno na tych milijonach blogów różnej maści i jakości :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Nivejko, dysleksja to jedno, ale gdy moja latorośl poszła do szkoły, to stwierdziłam,że nawet dziecko bez dysleksji nie ma szans na poprawne, ortograficzne pisanie.Te programy z jęz. polskiego są do d.Gdy ja chodziłam do szkoły, to miałam cudowna panią nauczycielkę, przy której nie było dyslektyków, a było nas w klasie 35 łebków.Po pierwsze tłumaczyła nam od samego początku dlaczego dany wyraz pisze się tak, a nie inaczej, uczyła jak dany wyraz odmienić,"rzezbiła" na trwałe w naszej pamięci słowa, których nie ma jak odmienić, by się zorientować w pisowni.Zresztą przez całą szkołę miałam dobre polonistki i pisaliśmy zawsze po 2 wypracowania tygodniowo.Pisać lubiłam zawsze, no, może nie zawsze na zadany temat.I to lubienie mi zostało.I, Nivejko, róbmy to, co lubimy, skoro mamy taką szansę, pal nędza Twoją dysleksję, przecież to treść się liczy!!!!
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Magenta...
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze;) Krytycy są do krytykowania, a czytelnicy do czytania;)
Love...
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mnie to cieszy:)
Madame...
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie. Zaraźliwe może nie ale dziedziczne chyba tak. Trochę za wcześnie na pełna diagnozę, ale mój syn chyba ma to samo:)
Silka...
OdpowiedzUsuńByłam. Na szczęście czasy się zmieniły. Tylko czy wszędzie?
Pomylone gary...
OdpowiedzUsuńWszystko jest rzeczą gustu. Niemniej cieszę się, że ci się podoba:)
Anabell...
OdpowiedzUsuńGdyby nie moja mama (też nauczycielka) pewnie cierpiałabym bardziej. Jak już liznęłam nieco rosyjskiego to pisowni uczyłyśmy się również na zasadzie odmiany na ten język np. rzeka bo rieka;)
Dysleksje mam w nosie a pisać nadal pisze stylem własnym;)
No przecież nikt nie rodzi się od razu Dostojewskim. Trzeba sobie dać trochę czasu na rozpęd. Potem może być już tylko z górki. ;)
OdpowiedzUsuńAkemi...
OdpowiedzUsuńCzasami mam wrażenie ze lepiej mieć "pod górkę" To daje większą nadzieję;)Nie to żeby od razu jak Syzyf, ale samo "z górki" kojarzy mi się z przemijaniem:)
Dawno, dawno temu, kiedy na świecie żyły jeszcze dinozaury, a ja chodziłam do szkół, miałam ci ja dary dwa: dar bicia piany (zwłaszcza przy produkcji wypracowań) i nauczycieli, którzy z kompletnie dla mnie niezrozumiałych powodów to lubili:) Biłam więc tę pianę w imieniu swoim i połowy klasy, często gęsto kompletnie nie na temat, co mi do dziś zostało:) I wciąż to robię i wciąż to lubię:)
OdpowiedzUsuńNo cóż, ze mnie się polonistka wyśmiewała dlatego tak późno odkryłam, że lubię pisać (ponad 35 lat stracone ... a może i nie ...), że to pisanie jest mi potrzebne jak powietrze ... dopiero teraz odkryłam, że ,,mam czyjeś opinie gdzieś,, (jeżeli komuś moje pisanie nie leży to niech nie czyta) ... mam też swój styl wykropkowany (dlaczego mam się stresować, że ,,skleroza pięciominótówka,, u mnie lub nie bardzo wiem czy stylistycznie poprawnie - piszę jak mi w duszy gra ..... jednak bardzo uważam by błędów ortograficznych nie robić).
OdpowiedzUsuńPiszę więc spontanicznie i czasami dużo bo po prostu lubię:)
Betti...
OdpowiedzUsuńJa nie śmiałam blablać za wszystkich. Wszak nie mogłam narażać innych na "styl" poparty wykrzyknikami.:)
No tak - walnęłam tekst z błędem ... pięciominutówka ma być ..... przepraszam!
OdpowiedzUsuńCzasami w środku nocy nagle się budzę ze świadomością, że błąd zrobiłam ... włączam komputer i poprawiam ... jaka ,,pożondna,,:)(błąd zamierzony).
Tutaj nie mogę poprawić (najwyżej usunąć) ale ... no co, czasem mi się trafiają pomyłki niezawinione ... to spontaniczność winna:)
Pozdrawiam
Danka
WItaj Nivejko,
OdpowiedzUsuńNie jestem dyslektykiem, ale mam parę przyjaciół. I te moje najzdolniejsze przyjaciółki czy koleżanki mają zdecydowanie dysleksję, wiem, bo mówią o tym, albo ... piszą do mnie ;))
Mimo to nic ta dysleksja nie ujmuje im jako ludziom, mało tego potrafią tak opowiadać i mają o czym mówić, że staje się to nieistotną cechą, możliwą do wyeliminowania metodą edytora tekstów :)
Damurek...
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to robić to co się lubi. Ja lubię i nie mam zamiaru przestawać. A jak się nie podoba komuś... to trudno:)
Iw...
OdpowiedzUsuńW testach diagnozujących dysleksję wyraźnie się podkreśla że idzie ona w parze z inteligencją i to często ponadprzeciętną. Nic wiec dziwnego, że Twoje przyjaciółki to zdolne osoby:)
Dodę też wszyscy krytykują a kasę zarabia, karierę robi i Dżagę prawie każdy zna...
OdpowiedzUsuńOcenę zostaw czytelnikom, "specami", krytykami się nie przejmuj... Albercika Einsteina też ze szkoły wyrzucili... :))
Ech, Nivejko, czasy się zmieniły, ale w tym temacie niekoniecznie na lepsze. Wręcz przeciwnie, dzieci czytają już tylko smsy i bryki z lektur, a dane statystyczne szkół wpisuje się na listy i publikuje w necie :)
OdpowiedzUsuńZ tą ponadprzeciętną inteligencją przy dysleksji to taki słodzik dla rodziców, więc nie bierzcie sobie tego zbytnio do serca ;)))
Pozdrawiam :)
Tez lubie pisac i jest mi bosko obojetne, czy sie to komus podoba, czy nie:))
OdpowiedzUsuńW liceum napisalam kiedys 6 stron wypracowania na temat jakiejs lektury, ktorej oczywiscie nie czytalam;) Dostalam wypracowanie z powrotem z taka adnotacja "--owna, geniuszem, to ty raczej nie bedziesz, ale w zyciu nie zginiesz, a to chyba wazniejsze. Dostajesz 2 za nieprzeczytanie lektury, 5 za brak bledow gramatycznych i ortograficznych, oraz 5 za kreatywnosc. Razem to jest 12, a podzielone na 3 daje 4 I taka jest ocena koncowa"
Uwielbialam tego nauczyciela i ciagle uwielbiam:))))
Za mnie wypracowania domowe zawsze pisał tata, albo je dyktował. W podstawówce, to wadomo pal licho, ale w liceum to zawsze mierne trójczyny, bo na lekcjach wypracowań musiałam sama klecic, a szło jak po grudzie. Fakt, wtedy bałam sie puscić wodze wyobraźni, starałam się byc poprawna, no i pewnie, co za tym idzie -nudna. Polonistka, moja wychowawczyni, mnie nie lubiła, miała za przeciętniaka i pewnie taka byłam de facto. Na studiach nie musiałam szczególnie literacko się popisywać i chyba dopiero teraz zaczyna mi to sprawiać frajdę, bo nikt nie ocenia z dzienniczkiem w ręku, a tylko się może podobac lub nie co tam wystukam.
OdpowiedzUsuńNie czuję się zmuszana i chyba dlatego nawet polubiłam to pisanie:)
ja myslę, ze po prostu nikt się na Tobie nie poznał! piszesz pieknie, barwnie ze wszelkimi prawidłami w dziedzinie gramatyki, ortografii, interpunkcji. więc jak to?
OdpowiedzUsuńA z tymi zmyślonymi książkami to piekny numer! podobnie zrobił St. Lem, pisząc szczegółowe recenzje nieistniejących książek:-))
Cała Ja...
OdpowiedzUsuńDoda ma dobrego menadżera;)
Silka...
OdpowiedzUsuńDoskonale sobie zdaję sprawę z tego, że dane statystyczne są publikowane. Sam przygotowuję takie statystyki;) I wiem na czym to polega. Niezmiennie mnie to śmieszy.
A z ta inteligencją to pozwolę się nie zgodzić.
W przypadku jej braku nie mówi się o dysleksji tylko o upośledzeniu:)
Stardust...
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w sedno. Dobry nauczyciel, który potrafi dostrzec potencjał to połowa sukcesu:)
Magda...
OdpowiedzUsuńTa poprawność wymagana przez polonistów jest szalenie denerwująca. Prawda? ;)
El...
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że nieświadomie w pewnym stopniu papugowałam samego mistrza Lema! :))))
Damurek...
OdpowiedzUsuńBłąd rzecz ludzka. Na szczęście tu nikt nas za to nie karze;)
Nie ładne to co ładne ale co się komu podoba. Jak widać masz stałe grono czytelników, którym Twój styl się podoba bardzo;).
OdpowiedzUsuńJa miałam problem tego typu, że moja polonistka była osobą praktyczna i mocno przyziemną, więc nic co z polotem nie znajdowało w niej żadnego uznania. Coś mi się widzi, że zwyczajnie tego nie rozumiała.Tym bardziej, że dzięki nauczycielce, która była przed tą przyziemną, mam do dzisiaj całe zeszyty moich opowiadań. Tylko, że ta wcześniejszej zależało na mojej kreatywności ;). I to jest chyba właśnie klucz do sedna sprawy;).
Wiedźma...
OdpowiedzUsuńRola nauczyciela nie kończy się jak widać na wystawieniu oceny za osiągnięcia zgodne z podstawa programową. Tyle, że uczenie kreatywności to już nadgodziny i nie każdemu się chce:)
Kurcze, aż strach się przyznać, że byłam nauczycielką polonistką. ;-) Ale ocenę moich talentów pedagogicznych zostawiam swoim byłym wspaniałym podopiecznym. Dodam jedynie, że bardzo wielu z nich wmówiłam z kolei, że mają zdolności. I cieszę, że mi uwierzyli. I niektórzy polonistykę pokończyli. I w wielu przypadkach "uczniowie przerośli mistrza". Oj tak. Co mnie cieszy.
OdpowiedzUsuńA co do naszej Zołzy – interpunkcja i usterki składniowe to maleństwa do dopracowania, najważniejsza jest pasja, serce, dusza, żywioł, emocja, wir.... to wszystko jest. Na mnie działa.
No czasem się urodzi taki człowiek który umie sensownie zmyślać:);) jedni uważają , że to szczęście, inni , że talent. Ja jestem zmieszana, bo często w dziwny sposób, choć jestem pewna jednego-że nic nie wiem, to potem w niezbadanych okolicznościach , to co napisze, np na próbnych maturach z polskiego jest całkiem całkiem oceniane(a nocy na przypominanie lektur nie zawalam, bo kto ich tam wie co za temat wymyślą...);) A ja Twoją twórczość lubię i uważam, że jest świetna, pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńtak czytam i widzę ze niemal w tym samym czasie naszło nas na podobne wspomnienia, z tym, że ja podryfoałam troche inaczej:-)
OdpowiedzUsuńTo musi byc znak:-))))))
Nivejko, jeśli jesteś dyslektykiem to szacun dla Ciebie, że tego na tym blogu kompletnie nie widać :).
OdpowiedzUsuńZa to masz fantazję i potrafisz produkować fajne, lekko pisane historie :))
Sama nigdy nie miałam co prawda kłopotów z ortografią, choć przyznaję, że w czasach komputerów i internetu coraz częściej coś sprawdzam w słowniku - jak się człowiek błędów naczyta to się potem sam zastanawia :/. Na szczęście jestem jeszcze z tego pokolenia dla którego podstawową formą pisania było pismo odręczne i gdy mam jakąś wątpliwość co do pisowni, często wystarczy bym sobie dane słowo napisała odręcznie na papierze i już jestem "w domu" :))
Jolu...
OdpowiedzUsuńNigdy nie wrzucam wszystkich do jednego worka. Ciebie stawiam za wzór! Już Ty wiesz dlaczego:)
Zrymowana...
OdpowiedzUsuńNie wiem czy sensownie a le zmyślam ino gwizd;)
czytuję Cię i nijak nie pasuje mi tu dysleksja więc albo dobrze potrafisz to ukrywać albo specjaliści Cie oszukują.......
OdpowiedzUsuńDea...
OdpowiedzUsuńLecę poczytać o Twoim dryfowaniu:)
Antares...
OdpowiedzUsuńNie widziałaś wersji roboczych tego co tffforzę:D Radosna tffffffórczość podkreślona w niemal każdym słowie na czerwono;)
Szpilka....
OdpowiedzUsuńMam dobre narzędzie. Tylko że czasami nawet edytor ma problem z identyfikacją tego co napisałam;)
żartujesz!!..albo...Jesteś WIELKA!! dłuuugie masz te teksty..zła czasami jestem..bo chcę czytać..co wymaga skupienia :)) ..a wpadam na chwilę - kończy się tym..że jestem 3, 4 razy ..co też ma swoje walety i zady!! Buziak!
OdpowiedzUsuńi to się ceni;)
OdpowiedzUsuńPchełka...
OdpowiedzUsuńNie, nie żartuję. A że długie? Hmmm... nie wiem czy jestem w stanie coś z tym zrobić. Obawiam się że nie:)
Wszystko jeszcze przed tobą!!! :)
OdpowiedzUsuńTo w końcu czytelnik jest mairą sukcesu a nie nauczyciel i jego sadystyczne popędy :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJakie piękne zaproszenie na nowy portal :)
OdpowiedzUsuńOj Nivejko, dobrze, żeś nie neurotyczna i to lubienie Ci pozostało, mimo nauczycieli :)
W takim razie pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą jeszcze raz :] To prawda, że aby wykryć dysleksję, badany musi mieć przynajmniej przeciętną inteligencję. Tyle, że każdemu zaraz się wydaje, że on ma akurat tę ponadprzeciętną. Tymczasem ilość geniuszy nie zwiększyła się od czasu, gdy zaczęto więcej dysleksji odkrywać. Ot, po prostu dostało to zaburzenie jakiś tam międzynarodowy numerek i jest sobie jakimś tam upośledzeniem percepcji. Są prace, które wskazują, że osoby dotknięte tym problemem rozwijają inne umiejętności intelektualne, żeby sobie z nim radzić, ale to tak jak cieszyć się, że mamy lepszy słuch, bo wzrok nam szwankuje.
OdpowiedzUsuńJutro do pracy, więc spokojnej nocy :)
Lubisz pisać, a my lubimy to czytać. :))) No ja na pewno. :)))) Według mnie styl masz ok. Bywają lekkie potknięcia składniowe, ale treść mnie wciąga, to trudno mi tak od razu wyłapać. Pióro, hmmm... klawiaturę (?) masz lekkie. Z ortografią poradzi sobie komputer. A teraz proszę o ciąg dalszy powieści w odcinkach... :))))
OdpowiedzUsuńCała Ja...
OdpowiedzUsuńI tego się będę trzymać;)
Czarny ptak...
OdpowiedzUsuńW pewnym sensie tak:)
Aga_xy...
OdpowiedzUsuńPortal nie jest taki całkiem nowy. Istnieje kilka lat:)
Wybiórczo, ale czasami spływa po mnie jak po kaczce:)
Silka...
OdpowiedzUsuńNie napisałam że zwykle tylko że bywa, że inteligencja jest ponadprzeciętna. Oczywiście, że dyslektyk wypracowuje w sobie jakieś umiejętności rekompensujące. A taki np. Leonardo da Vinci wypracował ich nawet bardzo wiele;)
Magdalena...
OdpowiedzUsuńWedle życzenia ale jutro:)
Myślę, że poloniści są raczej pozytywnie zaskoczeni :) W każdym razie dobrze, że nie zerwałaś z językiem polskim. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńKażdy z nas ma jakieś dys-. Ja na przykład byłam i pozostałam dys-fizyczką. Jednak i w każdym jakiś talent drzemie. Dobrze, że Twój do wspaniałych opowiastek nie został w uśpieniu!
OdpowiedzUsuńŻeby nie to, że matury zwykle czyta po dwóch nauczycieli...uznałabym, że miał ten ktos poczucie humoru i dlatego Cię przepuścili ;) ale widać polecieli po łebkach.
OdpowiedzUsuńCo do stylu - widać i kiedyś trza było trafic "w klucz" :D
Co się nie nadaje do szkoły, teraz się świetnie czyta, nierzadko z błyszczącym okiem i otwartą buzią.
Moja droga, mam szalejącą dyzortografię, nie potrafię pisać poprawnie...Dzięki panie boże za to,że program sprawdza choć niektóre błędy...
OdpowiedzUsuńAle kocham pisać :DDDDD.
A Ty piszesz pięknie i ciekawie...lubię Cię czytać, bardzo.
Nie wiem czy mam jakąś dyscośtam, ale w szkole moje wypracowania wyglądały jak ówczesna książeczka partyjna - były czerwone od poprawek polonisty. Pewnie dalej tak jest, ale z szacunku dla siwych skroni nikt mi już tego nie mówi... ale już nikt nie ma na to siły :)
OdpowiedzUsuńA ja? Mam to gdzieś i jest mi z tym dobrze :)
Jak się nad tym głębiej zastanowię, to cała moja szkolno-studencka edukacja bazowała na umiejętności lania wody. Na szczęście plusy wypracowane ta metoda na przedmiotach humanistycznych jakoś wystarczały, by grono szanowne i para rodzicielska przymknęła oko na całkowita niemożność pojęcia zasad, regułek i wzorów matematyczno-fizyczno-chemicznej części świata :))) A ja znając swoje ograniczenia nie pcham się tam, gdzie już na wejście straszą mnie cyferki, paragrafy i zasady, których nie można inaczej niż słowo w słowo :)))
OdpowiedzUsuńA ulubiony temat na egzaminach ustnych " Opisz (cośtam cośtam w zależności od zdawanego akurat przedmiotu) na przestrzeni ( i tu im dłuższa tym lepiej, bo przecież mało czasu na pierdoły typu daty i fakty ;)) ) Marzenie!!! Buźka kobieto lubiąca i POTRAFIĄCA pisać i ode mnie szóstka za styl, chociaż ja papierów na prawo do oceniania Cię nie mam.
Jakub....
OdpowiedzUsuńPoloniści myślą innymi kategoriami. Oni dążą do absolutnej poprawności językowej;)
Zgaga...
OdpowiedzUsuńDys- ogólno-ścisło-przedmiotowe też posiadam;)
Iimajka...
OdpowiedzUsuńKiedyś pewnie tak było. Dziś system sprawdzania matur mocno się zmienił. Najpierw czyta egzaminator, potem wyrywkowo egzanator - przewodniczący zespołu(czy jakoś tak:)
Masz rację; szkoła wymaga czegoś zupełnie innego.
Madmargot...
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że mamy edytory, co nie?:)
Voluś...
OdpowiedzUsuńPo prostu olewajmy to. Bo było dawno i pewnie nam się zdawało. A teraz róbmy swoje;)
Mira...
OdpowiedzUsuńPisanie jest fajne tak długo jak sprawia przyjemność. Mnie i wszystkim innym bogaczom się to podoba więc robimy to :) A jak nam się znudzi? To poszukamy sobie innej rozrywki.
Chociaż... tak sobie myslę, że to najdłużej trwające hobby w moim zyciu:)
A ja miałam szczęście. W podstawówce miałam cudowną polonistkę.
OdpowiedzUsuńPost sprzed miesiąca ale nie byłabym sobą gdybym nie skomentowała. Z tej diagnozy wynika, iż żeby dobrze, ba, superancko pisać trzeba być... dyslektykiem. Pozdrawiam i pędzę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń